Media dały się podejść księdzu Charamsie, który wypromował swój coming out
Okładka dzisiejszego wydania "Wprost"
Ksiądz Krzysztof Charamsa jest dziś na okładkach konkurencyjnych tygodników „Wprost” i „Newsweek Polska”. Obie redakcje robiły z nim wywiady w wielkiej tajemnicy, przekonane, że mają rozmówcę na wyłączność.
„Wprost” miał obiecane, że będzie jedynym tytułem prasowym, z którym dokonujący coming outu ksiądz gej rozmawia. - Wprowadził nas w błąd i wykorzystał, żeby się wypromować – mówi naczelny „Wprost” Tomasz Wróblewski.
- Nam też obiecał wyłączność – przyznaje Renata Kim, szefowa działu społeczeństwo w „Newsweeku”, która przeprowadziła wywiad z Charamsą w Rzymie.
Zanim jeszcze ukazały się wydania obu tygodników, w weekend rozmowa z księdzem została pokazana w TVN, a jego obszerny list z wyznaniem orientacji homoseksualnej i oskarżeniami wobec Kościoła katolickiego wydrukowała „Gazeta Wyborcza”. Ponadto na YouTube pojawiło się wideo z manifestem Charamsy.
Ponieważ na zmianę tematów okładkowych było za późno, oba tygodniki fragmenty wywiadów z księdzem ujawniły już w weekend w sieci. „Wprost” uzupełnił swój tekst odredakcyjnym komentarzem, w którym napisano, że ksiądz skontaktował się z redakcją, „obiecując ekskluzywny wywiad”, ale okazało się, że „rozesłał listy czy wywiady do możliwie dużej liczby tytułów, dostosowując ich treść do profilów gazet w nadziei na lepszą promocję”. Redakcja uznała jednak, że „rozmowa jest na tyle bulwersująca i oddająca coraz dziwniejsze procesy zachodzące w otoczeniu papieża Franciszka”, iż należało „dać szansę czytelnikom, żeby mogli wyrobić sobie własne zdanie”. - Byliśmy ostrożni. Przeprowadzający rozmowę Marcin Dzierżanowski upewniał się, czy ksiądz nie pójdzie do innych mediów. Nie mieliśmy na to żadnej umowy, tylko słowo, którego ksiądz nie dotrzymał – mówi Tomasz Wróblewski. - Wiedząc, że nie będziemy jedyni, też byśmy się zajęli tematem – zapewnia naczelny „Wprost”, ale zaznacza, że wtedy ksiądz, nie byłby już na okładce.
- Przeprowadził sprawną akcję medialną – komentuje działania ks. Charamsy redaktor naczelny "Tygodnika Do Rzeczy" Paweł Lisicki. - Jego kariera w mediach polega na tym, że mówi coś przeciwnego, niż można by się spodziewać (Charamsa jest m.in. urzędnikiem watykańskiej Kongregacji Nauki Wiary). Takie tematy są chwytliwe, więc trudno mieć pretensje do dziennikarzy. Z drugiej strony pogoń za sensacją ma swoją cenę: ksiądz Charamsa wyczuł oczekiwanie mediów i jest teraz wszędzie – analizuje Lisicki. Prawie wszędzie, bo np. nie w "Tygodniku do Rzeczy". - Nie sądzę, byśmy udzielili mu swoich łamów. To, co sobą reprezentuje, jest sprzeczne z linią naszego pisma i oczekiwaniami czytelników – odpiera Paweł Lisicki.
Ksiądz Charamsa, jeszcze zanim publicznie ogłosił, że jest gejem i żyje ze swoim partnerem, opublikował w ostatnią środę w „Tygodniku Powszechnym” artykuł „Teologia i przemoc” krytykujący księdza Dariusza Oko. W piątek redakcja pisma wydała oświadczenie, stwierdzając: „Ks. Charamsa przyznaje, że publikując artykuł w »Tygodniku«, nie myślał o ujawnianiu swojej orientacji ani nas o niej nie informował. Dopiero fala ataków, które spotkały watykańskiego urzędnika w ostatnich dniach, skłoniła go do wyjścia z sytuacji naznaczonej przecież hipokryzją”. Zapowiedziano też powrót do sprawy księdza Charamsy i księdza Oko w najbliższym numerze.
Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rzeczpospolitej”, w tekście „Globalny marketing prałata Charamsy” pisze dziś w swoim dzienniku, że „główną intencją sobotniego show była promocja mającej wyjść niedługo książki” księdza. „Nie wątpię, że po głośnym rzymskim coming out będzie miała wielotysięczne nakłady” - kwituje Chrabota.
(RUT, 05.10.2015)