Sekretarz redakcji "DGP" donosi na FB, kto skarży się naczelnej na teksty Łukasza Bąka

Array
Mira Suchodolska, sekretarz redakcji "Dziennika Gazety Prawnej" (Infor Biznes), poinformowała na Facebooku o treści listu, który nie był adresowany do niej, tylko do Jadwigi Sztabińskiej, naczelnej "DGP". Jarosław Machowiak pisał w nim krytycznie o felietonach Łukasza Bąka publikowanych na Gazetaprawna.pl. Zdaniem Suchodolskiej to donosicielstwo. "Kapusiami się brzydzę" - napisała na swoim otwartym profilu na Facebooku.
Suchodolska w środę napisała na Facebooku: "Jarosław Machowiak - mój znajomy (...) kiedyś dziennikarz, popełnił rzecz niebywałą: doniósł na mojego znajomego (też dziennikarza) Łukasza Bąka do redaktor naczelnej. Naskarżył w liście. Że mu się Bąka felietony nie podobają. I że w rozmowach (prywatnych) na Facebooku używa ciężkiego żartu, który jemu, Machowiakowi, wydaje się ksenofobiczny, rasistowski etc.".
Post zyskał ponad 100 polubień i wywołał dyskusję dziennikarzy. Początkowo wiele osób krytykowało Machowiaka i zarzucało mu donosicielstwo. "Bardzo niesmaczne zachowanie" - pisała Dominika Cosic z "DGP". Innego zdania była Renata Kim z "Newsweek Polska": "Mira, te komentarze Bąka są okropne. Ambasada koreańska rozważała protest po ostatnim. (...) Jak rozumiem Jarek chciał uchronić Bąka przed popełnieniem kolejnych dziełek w tym stylu".
Zaczęto zwracać też uwagę, że list podpisany imieniem i nazwiskiem trudno nazwać donosem. "Uważam, że donos to rzecz anonimowa i dlatego obrzydliwa. Jeśli robi się to pod nazwiskiem - wierząc, że to pomoże światu - to rzecz naturalna" - skomentował Leszek Talko z "Gazety Wyborczej". "Nazywanie »kapusiem« kogoś, kto z otwartą przyłbicą, podpisując się pod listem, protestuje przeciwko jawnemu rasizmowi, wydaje mi się albo skrajną manipulacją, albo świadectwem jakiejś branżowej moralności" - pisał Witold Głowacki z "Polska The Times".
W końcu głos zabrał główny zainteresowany. "List był prywatny. Do Pań zarządzających DGP" - napisał na swoim profilu Jarosław Machowiak, który pracował m.in. w "Przeglądzie Sportowym", "Forbes Polska" i "Dzienniku", a od końca 2013 roku pracuje w Wielkiej Brytanii jako pedagog. Machowiak tłumaczył też: "Ośmieliłem się głośno i stanowczo skrytykować felietonową twórczość pewnego pracownika pewnej gazety. Co mi się nie podobało w jego tekstach? Wulgarność, ksenofobia, uprzedzenia rasowe, myślenie stereotypami kulturowymi. Po przeczytaniu jednego z dzieł tego pana wysłałem list do redakcji, jasno informując, co mi się nie podoba". W końcu na FB upublicznił swój list, który wysłał do naczelnej "DGP".
Jak o treści listu do naczelnej dowiedziały się osoby, do których nie był on adresowany? - Nie będę tego komentować - powiedziała "Presserwisowi" Jadwiga Sztabińska. Nie chciała się też odnieść do publicznej dyskusji wywołanej przez sekretarz "DGP".
Ostatecznie jednak post Miry Suchodolskiej zniknął. - Nie skasowałam go, tylko ukryłam na wallu, żeby już nie powodować okładania się i obrzucania błotem. Napisałam, że być może faktycznie ruganie kogoś po nazwisku na otwartym profilu jest zbyt piętnujące. Nie było to moją intencją - tłumaczy Suchodolska. I próbuje bagatelizować sprawę: - To była koleżeńska awantura. Nie chodziło o krytykę podaną przez czytelnika, tylko że kolega dziennikarz uznał za stosowne donieść na swojego kolegę dziennikarza, zamiast porozmawiać z nim.
- Nie pisałem listu do pani Sztabińskiej jako kolega Łukasza Bąka, bo go nie znam. Moje zarzuty dotyczyły elementów rasizmu i seksizmu w jego tekstach. Od roku nie napisałem ani słowa w polskich mediach. Podpisałem się imieniem i nazwiskiem. Gdzie tu donosicielstwo? - pyta Machowiak.
(JM, MAK, 25.09.2015)
