Dział: PERSONALIA

Dodano: Lipiec 28, 2015

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Tomasz Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski dopchali kolejny Tour de France do mety

(fot. Krzysztof Świergiel)

Tomasz Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski komentują w Eurosporcie kolarstwo i biathlon. W lipcu zakończyli kolejny maraton komentatorski - Tour de France. W ich relacjach są sportowe emocje, ale też malownicze zamki, piękne kobiety i szczypta polityki.

Tomasz Jaroński: Komentowanie Tour de France to jak komentowanie kilku meczów piłkarskich pod rząd: zaczynamy na przykład o 11.15, kończymy o 17.30. Są tylko dwuminutowe przerwy reklamowe, poza tym musimy być cały czas na antenie, bo u nas nie ma studia. Jeśli nawet wchodzi studio przygotowane przez centralę Eurosportu, to zamiast chwili wytchnienia mamy dodatkowe zajęcie: musimy wszystko tłumaczyć z angielskiego lub francuskiego. Ale komentować samemu nawet krótszy, dwu–trzygodzinny wyścig kolarski i tak jest bardzo trudno. W biathlonie nie ma takich dłużyzn.

Krzysztof przejechał wielokrotnie Tour de France, więc zna od podszewki ten wyścig i większość miejscowości, przez które przebiega trasa. Poza tym od wielu lat mieszka we Francji, więc kwestie kulturowe są mu bliższe. Ja odpowiadam bardziej za końcówki etapów, zwłaszcza sprinterskie. Ale choć to głównie Krzysztof opowiada na przykład o zamkach przy trasie wyścigu, ja się też do tego przygotowuję. Bo jeśli on zacznie mówić o królu Leszczyńskim, który spalił się przy kominku, a ja nie będę wiedział, kto to taki, to żaden dialog z tego nie wyjdzie.

Krzysztof Wyrzykowski: Nigdy nie wiemy, o czym będziemy rozmawiać, niczego nie ustalamy. Zabieramy tylko listę startową i mój zeszyt A4. Zapisuję w nim rezultaty z danego sezonu w taki sposób, że mogę je tam odszukać szybciej niż w Internecie.

Tomasz Jaroński: Do komentowania kolarstwa i biathlonu nie da się przygotować tak jak do walki bokserskiej: przestudiować sylwetki dwóch zawodników – i już. Tu mamy 100 biathlonistów, 100 biathlonistek i prawie 200 kolarzy w Tour de France. Trzeba się tymi dyscyplinami interesować cały rok, oglądać także te zawody, których nie ma w pakiecie swojej stacji. I czytać książki – bo nic nie daje takiego dużego zakresu słów i wiedzy o świecie. A wszystko może się przydać, bo w naszej relacji możemy powiedzieć, co tylko zechcemy. Gdyby Dariusz Szpakowski nagle wszedł w rozważania polityczne, to byłoby pełne zaskoczenie. A my sobie rozmawiamy o polityce. Ale kiedy jeden z nas robi większą dygresję, drugi automatycznie ma wyostrzoną uwagę na to, co się dzieje na ekranie. Spontaniczny komentarz daje dużą swobodę. Możemy na przykład poprawiać swoje błędy, obracając je w żart.

Krzysztof Wyrzykowski: Ale nie wszystkie dowcipy Tomka podchwytuję. Natomiast często zaczynam temat pięknych kobiet – bo wśród biathlonistek jest ich wiele – a on tych moich żartów nie lubi.

Tomasz Jaroński: Lekkie spory pozwalają na zdynamizowanie komentarza. Ale nigdy się nie umawiamy: „Ty będziesz adwokatem Armstronga, a ja prokuratorem”. To wychodzi w trakcie rozmowy. Czasem zajmowanie przeciwstawnych stanowisk wynika z naszej przekory i poczucia humoru.

Krzysztof Wyrzykowski: Bywa, że Tomek de facto przyznaje mi rację. Ale jaki by to był interesujący dialog, gdybyśmy obaj mówili to samo. Więc siłą rzeczy, gdy on mówi tak, ja mówię inaczej.

Tomasz Jaroński: Najważniejsze, żeby nie wchodzić sobie w drogę, nie zasłaniać rączką – jak na klasówce – materiału, który leży przed nami, żeby ten drugi nie widział. Komentując we dwóch, nie można z sobą rywalizować, bo to śmierdzi z ekranu. Trzeba współpracować. Od Krzysztofa nauczyłem się na przykład bardzo ważnej zasady: nie można za wcześnie wchodzić na najwyższe C. Bo może zdarzyć się coś jeszcze ważniejszego i zabraknie skali. Duża umiejętność to po wysokim C zejść do dołu i znów podkręcić emocje. Podczas igrzysk olimpijskich w San Sicario Tomasz Sikora wybiegł ze strzelnicy i już było wiadomo, że ma medal, ale zostało jeszcze kilkanaście minut komentarza. Gdybyśmy się przez te kilkanaście minut darli, to ludzie powychodziliby z domów. I wtedy Krzysztof powiedział spokojnie: „Nie denerwujmy się, świeci słońce, tu są góry, tam ludzie chodzą…”. To było bardzo umiejętne zejście na dwie–trzy minutki, chwila na złapanie oddechu.

Krzysztof Wyrzykowski: Zwycięstwa Rafała Majki w dwóch górskich etapach ubiegłorocznego Tour de France nikt nie przewidział. A my musieliśmy to skomentować. Dopingowaliśmy go więc: „Pchamy telewizory! Pchamy!”. To był strzał w dziesiątkę.

Tomasz Jaroński: Kiedy trudno już było budować jakieś sensowne zdania, zawsze mogliśmy wrócić do tego „pchamy”, a w tym czasie w głowie otwierała się kolejna szufladka z przydatnymi informacjami. I tak dopchaliśmy Rafała do mety.

Wysłuchała Dorota Jastrzębowska

Tekst był publikowany w "Press" nr 3/2015

(28.07.2015)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.