"Sprawą Durczoka" żyły głównie media społecznościowe

Liczba publikacji w mediach o Kamilu Durczoku
Trwająca blisko 40 dni "sprawa Durczoka" zaowocowała ponad 13 tys. publikacji w mediach. Wywołany przez "Wprost" temat najmniej istniał jednak w radiu i telewizji - nagłaśniał go za to Internet, przede wszystkim media społecznościowe.
Instytut Monitorowania Mediów obliczył dla "Presserwisu", ile publikacji o Kamilu Durczoku ukazało się w mediach od 2 lutego (gdy "Wprost" opublikował tekst pt. "Ukryta prawda") do 10 marca br. (gdy zarząd TVN wydał oświadczenie i poinformował o odejściu Durczoka z TVN). IMM przeanalizował także wydźwięk tych publikacji.
W sumie w badanym okresie w mediach pojawiło się 13 094 wzmianek dotyczących "sprawy Durczoka" - z czego aż 10 696 w mediach społecznościowych i 1834 w Internecie. Po publikacji pierwszego teksu "Wprost", w którym "znana dziennikarka telewizyjna opowiada o molestowaniu przez swojego szefa", to właśnie w mediach społecznościowych toczyły się dyskusje i po raz pierwszy padło nazwisko szefa "Faktów". Tymczasem prasa, radio i telewizja milczały. Rozmowy internautów sprowokowały dalsze działania - kolejne publikacje prasy i reakcje pozostałych mediów. Najrzadziej o Kamilu Durczoku w tym czasie informowała telewizja (101 informacji) i radio (134).
Co ciekawe, gorąca dyskusja nie była zdominowana potępianiem czy krytyką Kamila Durczoka - informacje miały najczęściej charakter neutralny (aż 9541). Zdecydowanie negatywne (2610) dominowały jednak nad tymi o wydźwięku pozytywnym (943).
Maciej Budzich, autor Mediafun.pl, zauważa, że szumem w mediach społecznościowych zostały nazwane informacje podane najpierw przez media tradycyjne, a udostępniane w social media. - To było posiłkowanie się informacjami, których dostarczyli dziennikarze - zauważa Budzich. Zdaniem blogera żywą dyskusję toczącą się w mediach społecznościowych wywołał prosty i interesujący dla każdego temat: "Nie lubię Durczoka, nie lubię TVN, to się wypowiem". Budzich podkreśla istotę źródła: - Pojawia się nośny temat w mediach tradycyjnych i on jest potem dyskutowany w mediach społecznościowych. Zwróciłbym też uwagę na inną rzecz - dyskusja trwała dużo wcześniej, nim "Wprost" pojawił się w kioskach. Był przeciek, wcześniej pojawiły się okładki, ludzie pisali na Twitterze, że ktoś przeczytał, ktoś nie przeczytał... Taka dyskusja też napędza sprzedaż internetową e-wydań - kończy Budzich.
(DR, 17.03.2015)
