Czasami mam już dość
Sylwester Latkowski (Fot. Bartłomiej Ryży/Press)
Rozmowa z Sylwestrem Latkowskim, redaktorem naczelnym „Wprost”, którego zespół zdobył Grand Press w kategorii News
O aferze podsłuchowej pisały nie tylko media krajowe, ale i zagraniczne. Biorąc się za ten temat zdawaliście sobie sprawę, że będzie budził aż takie kontrowersje?
Nie spodziewałem się przede wszystkiem tego, że część dziennikarzy nie rozumie, jaką rolę pełnią media. My nie jesteśmy od cenzurowania tego, co podamy opinii publicznej, zachowywania zdobytych informacji dla siebie, dywagowania nad nimi. Jesteśmy od przekazywania informacji opinii publicznej bez względu na konsekwencje. Zagraniczne redakcje to dostrzegły i też informowały, co jest na taśmach. Dzięki nim poznaliśmy nieznaną twarz polskiej polityki i polityków.
Niektórzy zarzucali Wam, że ujawniając prywatne rozmowy polityków szkodzicie polskiej polityce zagranicznej.
Żadna z ujawnionych rozmów nie była prywatna. W nagraniach była mowa o sprawach Polski, o polityce. Politycy nie są osobami prywatnymi. Środowisko dziennikarskie od dawna jest podzielone, dlatego też taka reakcja niektórych mediów.
Uderzyliśmy w establishment, który poniekąd finansuje część mediów. Nie chcę obrażać kolegów dziennikarzy, że są na pasku konkretnych koncernów i że są od nich uzależnieni, bo wiem, jak ciężka jest sytuacja każdego medium. Publikując taśmę z prezesem Orlenu wiedziałem, że zrobi to, co zapowiedział, czyli zabierze nam reklamy. Ale nie jesteśmy od tego, żeby się przypodobać temu prezesowi czy tamtemu politykowi.
Dlaczego powstały dwie książki o aferze taśmowej - jedna Pana, a druga Piotra Nisztora. Wy też się różnicie co do oceny tych materiałów?
Każdy z nas ma prawo opowiedzenia, jak to wyglądało od wewnątrz. Niewiele osób wie, jaka swoboda panuje w redakcji „Wprost”. W redakcji nie ma zamordyzmu. Jak przejąłem stery we „Wprost” chciałem, by silne osobowości mogły się rozwijać. „Wprost” nie ma lansować mnie, ale dziennikarzy. Bardzo się cieszę z sukcesu Magdy Rigamonti, na którą postawiłem od razu, jak przyszedłem. Podobnie z Michałem Majewskim. W tej redakcji nie boimy się osobowości, tworzymy zespół, chociaż czasami się różnimy. Ale nie różni nas dążenie do prawdy.
A nie jest tak, że afera taśmowa spadła „Wprost” jak manna z nieba?
Chwilowo podniosła sprzedaż naszego tygodnika, ale ne temacie skorzystały też media, które nas krytykowały. Zastanawiało mnie, dlaczego media, które nas tak glanowały, budują swoje teksty na naszych cytatach. Ostatecznie każde medium coś zyskało, ale to my musimy się tłumaczyć, że ludzie chcieli poznać prawdę.
Cieszy mnie, że nagrodę otrzymaliśmy właśnie w kategorii News, bo potrafimy odróżnić news od dziennikarstwa śledczego. Ten temat właśnie pod kątem tej kategorii powinien być rozpatrywany.
W ubiegłym roku sprawa ministra Sławomira Nowaka, potem wojna z MDI, teraz afera taśmowa. Nadal będziecie wkładać kij w mrowisko?
Chwilami mam dość i może dlatego będę robił drugą odsłonę filmu od którego zaczynałem - „Blokersów”. Powoli chcę wracać do filmu, bo czasami mam dość środowiska dziennikarskiego. Byłem zszokowany, kiedy jeden z dziennikarzy mówił, że mnie powinno się wyprowadzić w kajdankach za to, że broniłem najważniejszą rzecz, jaką dziennikarz musi zapewnić rozmówcy, czyli zachowanie tajemnicy dziennikarskiej. To sytuacja zupełnie dla mnie niezrozumiała, dlatego czasami zastanawiam się po co mam nadal obrywać?
W środowisku dziennikarskim brakuje solidarności. Ostatni przykład to zatrzymania dziennikarzy w siedzibie PKW. Uważam, że gdyby nie było tam fotoreportera PAP, to nikt by się nie zająknął o reporterze Telewizji Republika. I to jest smutne. My możemy się różnić, dzielić, ale w pewnych kwestiach, jak tajemnica dziennikarska, powinniśmy być zawsze solidarni.
Daria Różańska