"Dostawaliśmy teksty z pseudoprawdziwymi historiami, wypreparowanymi przez sprawnych dziennikarzy"
Anna Maruszeczko (fot. KAPiF)
Rozmowa z Anną Maruszeczko, redaktor naczelną miesięcznika „Uroda Życia” (na rynku od 10 października 2014)
Po co jeszcze jedno pismo kobiece? Wydaje się, że ten segement jest już kompletny.
- Jest wielka nisza do zagospodarowania. Nasze pismo jest adresowane do kobiet dojrzalszych, tzw. 35 plus. Takiej oferty jeszcze nie było. Jeżeli zapytamy kobiety, czy czytają prasę kobiecą, przeważnie mówią, że nie czytają. Najwyżej w pociągu albo w salonie fryzjerskim. Panuje jakiś rodzaj wstydu, który wiąże się w z tym czytelnictwem. Być może dlatego, że przekazy dla kobiet często redukuje się do poradników, mody, łzawych historii i plotek. Mam wokół siebie wiele kobiet świadomych siebie, poszukujących, ambitnych, które by coś ciekawego poczytały. Zamierzamy tę potrzebę zagospodarować. Przygotowujemy sporo nietuzinkowych portretów, pogłębionych tekstów psychologicznych. Ważny jest język. Nie będziemy publikować akademickich referatów na temat teorii szczęścia, będziemy komunikatywnie pisać o naszych realnych problemach i potrzebach. Chcemy pokazać urodę życia w całej jej różnorodności i czasem nieoczywistości.
Do któregoś z magazynów „Uroda Życia” musi być jednak podobna.
- Wszystko, co pojawia się w społecznym krajobrazie musi mieć coś nowego i starego zarazem. Jeżeli będzie tylko nowe, to nikt tego nie zrozumie, nie kupi. Zatem u nas także będą rozmowy z ciekawymi ludźmi, moda, uroda, zdrowie, czyli wszystko to, co charakteryzuje luksusowy miesięcznik dla kobiet. Jednocześnie jednak bardzo pracowaliśmy nad stylem pisania, sposobem przedstawiania tematów. Natrafiliśmy przy tym na kłody niebotycznej wielkości, na dziennikarzy piszących od lat, ale w sposób bardzo schematyczny. Dostawaliśmy teksty z pseudoprawdziwymi historiami. Wypreparowanymi przez sprawnych dziennikarzy, którzy owszem znają się na życiu, ale wymyślają sobie bohaterów. Na przykład: Krystyna lat 35 i Jacek lat 45 pracują w banku i mają symptomy wypalenia zawodowego. Czytając to czuję, że ci ludzie nie istnieją. Czytelnik także to czuje. U nas każde story będzie miało pieczęć autentyczności - imię, nazwisko, fotografię. Żadnego udawania, powoływania do życia sztucznych tworów. Bardzo napracowaliśmy się, żeby znaleźć garnitur autorów piszących tak jak chcemy. Zdarzało się, że przychodzili do nas autorzy, którzy wyznawali, że też tęsknią za takim dziennikarstwem, ale u siebie tak pisać nie mogą, bo są wtłoczeni w schematy. Niestety okazywało się, że już nie potrafią. Dla nich to też było przykre doświadczenie.
Mocno zaznaczacie, że nie będziecie pisać tylko o celebrytach.
- Chcemy dać czytelniczkom odpocząć od celebrytów w rozumieniu osób znanych głównie z tego, że są znane. Będą znane twarze, ale starannie dobierane. Stawiamy też na bohatera typu no name. Chcemy pokazywać ludzi wybitnych w swoich dziedzinach, ale też takich z pozoru zwykłych.
Stawiając na psychologię naprawdę wierzycie w sprzedaż na poziomie 80 tys. egz.?
- To minimum. Psychologii będzie dużo, ale to nie wszystko. Pierwsi recenzenci naszego magazynu podkreślają, że naszą siłą jest różnorodność tematyczna.
Jak to się stało, że Edipresse Polska postawiło na Panią jako naczelną nowego magazynu?
- Dyrektorki naszego wydawnictwa, zanim zaproponowały mi funkcję, dowiedziały się o mnie praktycznie wszystkiego. Czytały nawet mojego bloga. Wiedziały, że żyję pomiędzy miastem a wsią. Wiedziały, że od lat kolekcjonuję kobiece historie. W czasach, gdy media się trywializują zaproponowano mi stworzenie konceptu pisma masowego, luksusowego i rozumnego! Powiedziano mi: niech pani nie przekombinowuje. Wystarczy, że pani wsłucha się w siebie i będzie robiła to, co do tej pory. A ja do tej pory nie mogę w to uwierzyć.
Jak liczny jest zespół redakcyjny?
- Mamy trzon redakcji. Stworzyliśmy sieć współpracowników i nie są to tylko kobiety. Bartek Janiszewski pisze do działu Znaki Czasu, Tomek Michniewicz - o podróżach. Grzegorz Kapla przynosi nam ciekawe wywiady. Agnieszka Maciąg, fotografowana przez męża Roberta Wolańskiego, stworzyła dział kulinarny. Mamy też bardzo zróżnicowany zespół felietonistów. Stanisława Celińska to osoba charyzmatyczna, po przejściach, ludzie chcą jej słuchać. Ona już dawno chciała pisać, spotkaliśmy się w dobrym momencie. Małgośka Szumowska to kobieta sukcesu, bezkompromisowa, energetyczna, która robi to, co kocha. Niespokojny duch, a jednocześnie czuła matka. Katarzyna Lengren to przykład kobiety w południu wieku mającej wielki dystans do siebie i do swojego wieku, potrafi zarazić optymistycznym podejściem do życia. Jacek Borcuch będzie pisać opowiastki filozoficzne, Arkadiusz Recław natomiast pokaże nam świat w duchu minimalistycznym.
Pracowała Pani w radiu, telewizji, prasie. „Uroda Życia” to największe wyzwanie w Pani karierze?
- Wszystko układało się tak, żebym mogła robić to, do czego doszłam teraz. Trzymałam się tego, co czuję, lubię, czyli spraw społecznych, a potem kobiecych. Wybieram takie historie, które mnie wzmacniają, dobrze mi robią. Mówiąc górnolotnie - budują. Zawsze byłam „pod kimś”. Tutaj to ja decyduję. Na jednym mi bardzo zależy - by nie stracić radości z pracy i poczucia sensu. Teraz mam tego moc.
Maciej Weber