Można chodzić z politykami na wódkę i informować rzetelnie
Rozmowa z Ewą Milewicz, dziennikarką „Gazety Wyborczej”
Czy dziennikarzowi wolno bywać na imprezach polityków?
Każdy ma prawo do życia prywatnego i odwiedzania, kogo chce. Zabranianie dziennikarzom prywatnych kontaktów z politykami i zawieszanie za takie spotkania – jak to zrobiła Telewizja Polska – do niczego nie prowadzi. Nie ma sensu wprowadzanie zakazów, których przestrzegania nie da się sprawdzić. Przecież pracodawca nie jest w stanie dziennikarza wytropić. Tym razem wyszło na jaw, że reporter „Panoramy” był u Grzegorza Napieralskiego. Ale może bywał też u Jarosława Kaczyńskiego, Donalda Tuska i innych? Tego nie wiemy. A nawet jeśli był, to co z tego? Prywatne spotkania z politykami nie muszą oznaczać braku obiektywizmu.
Co miała jednak zrobić Telewizja Polska: w sobotę jej widzowie mogli zobaczyć w „Fakcie” zdjęcia reportera „Panoramy” bratającego się z politykiem, a w poniedziałek mieli oglądać tego samego reportera relacjonującego wydarzenia polityczne?
Trzeba było zobaczyć, czy relacja tego dziennikarza jest w porządku czy nie – i na tej podstawie go oceniać. Bo decyduje to, co dziennikarz pisze, jakie robi materiały. Jeśli będzie stronniczy, ludzie to zobaczą, niezależnie od tego, czy wiedzą, z kim świętował urodziny. O niezależności i uczciwości dziennikarza świadczy jego praca, a nie życie prywatne. Można chodzić z politykami na wódkę i pracować rzetelnie. Można też z nikim się nie widywać, a i tak uprawiać propagandę.
Zresztą w telewizji, tak jak w innych mediach, pracują dziennikarze, którzy są synami, córkami polityków.
Albo mają braci polityków.
No właśnie. Różnie bywa. Dziennikarz nie zna polityków tylko wtedy, gdy jest jeszcze bardzo młody i jego pokolenie nie zdążyło zrobić kariery. Ale jak już człowiek ma 30-40 lat, jego znajomi mogą zajmować mniej lub bardziej eksponowane stanowiska. W małym mieście dawny kolega z klasy zostanie na przykład przewodniczącym rady miejskiej, szwagier szefem jakiejś komisji... Powiązania są rozmaite. Podobnie rzecz się ma w Warszawie.
Pani się prywatnie spotyka z politykami?
Jestem już na emeryturze, więc dokąd bym nie poszła, nic mi nie dzwoni w tyle głowy, nie mam żadnych oporów. Ale brałam udział w takich spotkaniach także będąc dziennikarzem. Miałabym nie iść na urodziny człowieka, którego znałam kilkadziesiąt lat, tylko dlatego, że wykonuję taki a nie inny zawód?
W takich sytuacjach każdy dziennikarz musi sobie jednak skalkulować dobre i złe strony. Bo znajomość z politykami bardzo utrudnia życie. Kiedy w 1989 roku przyszłam do sejmu jako dziennikarz, z dużą częścią posłów postsolidarnościowych byłam na „ty”: byli moimi przyjaciółmi, kolegami, znajomymi. Pisanie o nich to była jedna wielka mordęga. Ostatecznie wszyscy się na mnie za coś poobrażali.
Rozmawiała: Elżbieta Rutkowska
fot. Michał Kołyga
(25.03.2014)