"Super Express" wstrzymał tekst o zegarku ministra Nowaka po jego telefonie

"Super Express" (Murator SA) informację o tym, że minister transportu zataił w oświadczeniu majątkowym, iż posiada drogi zegarek, miał prawie rok wcześniej niż tygodnik "Wprost" (AWR Wprost), który ujawnił tę sprawę w kwietniu br. Naczelny "SE" wstrzymał jednak publikację materiału po telefonie od ministra.
"Wstrzymałem tekst o zatajeniu przez ministra transportu Sławomira Nowaka wartości jego zegarka w oświadczeniu majątkowym, bo wydał mi się przyczynkarski" – napisał na Twitterze Sławomir Jastrzębowski, redaktor naczelny "SE" (Murator SA). Przyznał też, że decyzję podjął po telefonie od ministra.
Sprawa zegarka Nowaka została ujawniona dopiero w kwietniu br., gdy opisał ją tygodnik "Wprost". Mogła wyjść na światło dzienne wcześniej, bo dziennikarz "SE" Sylwester Ruszkiewicz o tym, że minister nie wpisał do oświadczenia majątkowego wartości zegarka, który kosztował ponad 10 tys. zł, dowiedział się już w maju 2012 roku. Napisał do rzecznika resortu e-mail, prosząc ministra o wyjaśnienia. Odpowiedzi nie otrzymał, ale do Jastrzębowskiego zadzwonił minister Nowak. - Prosił, żeby publikację przesunąć. Tłumaczył, że składając oświadczenie majątkowe po prostu zapomniał o zegarku. Obiecał, że wpisze jego wartość do aneksu oświadczenia. Wstrzymałem prace nad tekstem, uznając, że byłby przyczynkarski - mówi Sławomir Jastrzębowski.
Nowak aneksu do oświadczenia nie dopisał. Jastrzębowski jednak do sprawy nie wrócił, bo jak twierdzi, zapomniał o niej.
"SE" dopiero po publikacji "Wprost" opublikował materiał o zatajeniu przez ministra wartości zegarka w oświadczeniu majątkowym. W tekście ujawnił e-maile, które Ruszkiewicz wysyłał do resortu.
Prokuratura Okręgowa w Warszawie zarzuciła ministrowi składanie fałszywych zeznań majątkowych. W piątek 15 listopada Nowak podał się do dymisji.
- Takiej historii w polskich mediach jeszcze chyba nie było. Naczelny "Super Expressu" zamiast napisać, że minister na niego naciska, rezygnuje z tekstu. A kiedy sprawa wychodzi na jaw, robi z siebie bohatera - zżyma się Robert Zieliński, dziennikarz śledczy "Dziennika Gazety Prawnej".
Jastrzębowski nie ma bowiem sobie nic do zarzucenia: - Nie żałuję swojej decyzji. Nasze e-maile do Ministerstwa Transportu okazały się dla prokuratury koronnym dowodem w sprawie ministra Nowaka. Gdyby ich nie było, Nowak nie straciłby stanowiska. Mógłby twierdzić, że o zegarku zapomniał i cała sprawa by się rozmyła – uważa Jastrzębowski.
Sylwester Ruszkiewicz nie ukrywa, że był wściekły, gdy dowiedział się, że ma zaprzestać pracy nad tekstem. - Byłem zdania, że temat powinien być opisany bez względu na ustalenia między naczelnym a ministrem Nowakiem. Jeszcze 5 czerwca ubiegłego roku już po decyzji naczelnego wysłałem do resortu transportu kolejny e-mail – mówi Ruszkiewicz. Ale dziennikarz podkreśla, że nie czuje się pokrzywdzony przez naczelnego: - Wróciliśmy do tematu i okazało się, że zdobyłem kluczowy dowód w sprawie przeciwko Nowakowi.
Renata Grochal, dziennikarka polityczna "Gazety Wyborczej", jest zaskoczona decyzją Jastrzębowskiego: - To dziwne, że mając komplet informacji, gazeta wstrzymała tekst po interwencji ministra. Mnie argumentacja naczelnego "Super Expresu" nie przekonuje, bo zarzut prokuratury dotyczy właśnie niewpisania zegarka do oświadczenia majątkowego – mówi. (MW)
(18.11.2013)
