Badam stan umysłów polskich scenarzystów
Rozmowa z Michałem Kwiecińskim, szefem firmy producenckiej Akson Studio (seriale „Czas honoru”, „Hotel 52”, „Przepis na życie”)
Akson Studio ogłasza konkurs na scenariusz serialu. Czy to znaczy, że na rynku telewizyjnym potrzeba świeżej krwi?
Tak. W branży wszyscy potwornie narzekają na polskie seriale, więc niech pokażą, co potrafią. Chciałbym tym konkursem zbadać stan umysłów polskich scenarzystów. Traktuję to trochę jak eksperyment.
To jest konkurs wyłącznie dla zawodowych scenarzystów?
Nie, kierujemy go też do studentów szkół filmowych, osób bliskich branży, interesujących się pisaniem scenariuszy, chcących poświęcić temu zajęciu kawałek życia.
Właściwie po co konkurs? Czy i bez tego ludzie nie zasypują Pana swoimi pomysłami?
Zasypują. Ale właśnie problem w tym, że tylko pomysłami - na pięć, dziesięć stron. A ja potrzebuję prawdziwej pracy scenarzysty, bo tego oczekują ode mnie telewizje. Dlatego to nie jest konkurs na pomysły. Trzeba mieć wyraźną wizję serialu, przedstawić, co się będzie działo we wszystkich 13 odcinkach i napisać pierwszy odcinek.
Pomysł od serialu dzielą lata świetlne. Więc nie chodzi mi o to, żeby scenarzyści marzyli, ale by składali konkretne propozycje zawodowe. W pomyśle wystarczy rzucić: ona szalona, on gbur. Jednak żeby napisać pierwszy odcinek, trzeba sobie już tych bohaterów wyobrazić: jaki mają charakter, jakim językiem mówią, jak się zachowują; trzeba to wszystko ubrać w słowa i sytuacje. Odcinek jest już konkretem, widać po nim, czy ktoś ma talent do pisania scenariuszy, czy talent do pomysłów. Bo to nie to samo.
Co musi być w dobrym serialu?
Podstawą są dobre postaci. To jest zresztą główna słabość polskich seriali: brak takich bohaterów jak doktor House. Potrzebna jest też ciekawa intryga. A wymagania widzów są pod tym względem coraz większe, zwłaszcza że mają dostęp do najnowszych seriali amerykańskich. Skoro więc widzowie ciągle szukają nowości, to i my postanowiliśmy wyczuć, czy na naszym rynku jest inny potencjał niż do tej pory.
I miałby drzemać w tych samych scenarzystach?
No, niekoniecznie. Dlatego zwracamy się do szkół. Rynek się zmienił, stacji i propozycji jest coraz więcej. Dziś już nie ma szansy na takie rekordy oglądalności jak przed laty. Stąd klęski ostatnich telenowel.
No właśnie. Telenowelę „Wszystko przed nami” Telewizja Polska wybrała w konkursie, ale zdjęła ją po kilku miesiącach, bo wyniki nie zachwycały.
To była bardzo dobra telenowela. Dzisiejszy widz nie chce się już jednak przywiązywać do codziennego serialu. Kiedyś przywiązał się do „M jak miłość” i innych produkcji Tadeusza Lampki, ale nowych już nie chce. Coś się zmieniło. Ludzie oglądają inaczej i trzeba to wziąć pod uwagę. Nie wierzę już w szansę sukcesu nowej telenoweli. Ta era minęła, zostały tylko sentymenty do evergreenów.
Wasz konkurs dotyczy serialu pokazywanego raz w tygodniu. Ma Pan już telewizję chcącą emitować zwycięski serial?
Nie, bo jeszcze nie wiem, jaki to będzie serial. W ogóle nie wiem, czy taki znajdę. Może się uda, a może nie. W każdym razie zobaczę, jak myślą scenarzyści, których jeszcze nie znam.
Rozmawiała Elżbieta Rutkowska
(fot. Karol Piechocki)
(07.11.2013)