NaTemat.pl mało widzi zza warszawskiego biurka
Ponad 20 lat prowadzę swoją gazetę, znam bardzo wielu wydawców, redaktorów i dziennikarzy prasy z Polski powiatowej; znam także bardzo wielu dziennikarzy tzw. dużych mediów i mogę stwierdzić z czystym sumieniem: nie ma zasadniczej różnicy jakościowej między jednymi i drugimi. Dlatego właśnie wkurza mnie traktowanie gazet lokalnych jako ubogich krewnych, jak niemalże niepełnosprawnych, a więc takich, którym trzeba nieść pomoc - pisze Waldemar Śliwczyński.
Artykuł w NaTemat.pl o układach między mediami lokalnymi a lokalną władzą jest przede wszystkim kiepski warsztatowo. Autor miał tezę i poszukał potwierdzeń. To typowe spojrzenie na prowincję zza warszawskiego biurka, a stamtąd naprawdę niewiele widać. Szkoda, że autor nie poczytał sobie chociażby artykułów z gazet lokalnych na portalu Stowarzyszenia Gazet Lokalnych. Może wówczas zrozumiałby, że napisał o rzeczywistości, którą sam stworzył...
Nasze związki z władzą? W różnych miejscach w Polsce różnie te związki wyglądają i jeśli się tego szuka, to znajdzie się miejsca, gdzie dziennikarze zamiast władzy patrzeć na ręce, idą na współpracę. To są jednak wyjątki. Normą jest stan permanentnej wojny, w której lokalni dziennikarze i władza stoją po różnych stronach barykady. Wskazują na to chociażby liczne procesy, jakie gazetom lokalnym wytaczają lokalni politycy i urzędnicy.
Wydawca lokalny nie jest idiotą, który podcinałby gałąź, na której siedzi. Tą gałęzią jest niezależność i apolityczność.
Waldemar Śliwczyński jest wiceprezesem Stowarzyszenia Gazet Lokalnych
Tekst o mediach lokalnych, którego komentarz dotyczy, znajdziesz w serwisie NaTemat.pl.
(15.07.2013)