W Radiu Katowice dziennikarzowi wolno pracować dla władz miasta
Dziennikarz Radia Katowice Jerzy Zawartka musiał zrezygnować ze stanowiska doradcy prezydenta Świętochłowic, ale znalazł inną pracę zależną od samorządu - w radzie nadzorczej spółki miejskiej w Sosnowcu. Szef go nie zwalnia, bo w Radiu Katowice nie ma Kodeksu etycznego.
- Jako doradca prezydenta Świętochłowic pomagałem w pracy biura prasowego. Nie zarabiałem dużo - 1100 złotych na rękę, to było pół etatu - opowiada Jerzy Zawartka. Przyznaje, że sytuacja była niezręczna, bo zdarzało się, że prezydent Świętochłowic Dawid Kostempski był jego gościem na antenie. - Jako doradca pracowałem niespełna rok, od maja 2012 roku. W tym czasie przeprowadziłem z prezydentem w radiu jedną, może dwie rozmowy - mówi Zawartka.
- Kodeks pracy nie przewiduje sankcji za pracę na rzecz innego pracodawcy - mówi Henryk Grzonka, redaktor naczelny Radia Katowice. - Jednak gdy tylko dowiedziałem się o posadzie Zawartki w Świętochłowicach, wezwałem go na poważną rozmowę. Oświadczył, że właśnie złożył rezygnację z pracy w magistracie - tłumaczy Grzonka.
- Zrozumiałem, że znalazłem się w sytuacji konfliktu interesów - mówi Jerzy Zawartka. - Żadne przepisy nie precyzują, gdzie może dorabiać dziennikarz Radia Katowice - mówi na swoją obronę.
Henryk Grzonka przyznaje, że Radio Katowice nie ma Kodeksu etycznego. - Przypadek Jerzego Zawartki pokazuje, że powinniśmy go opracować - mówi.
Zwłaszcza że, jak ujawnił wczoraj serwis wPolityce.pl, Jerzy Zawartka ma kolejną zależną posadę - wszedł do rady nadzorczej Miejskiego Zakładu Składowania Odpadów w Sosnowcu - spółki miejskiej, w której wiceprezesem jest Agnieszka Kostempska, żona prezydenta Świętochłowic.
- Skończyłem kurs uprawniający do pracy w radach nadzorczych. Jako dziennikarz szerokim łukiem omijam tematy związane z gospodarką odpadami - mówi Jerzy Zawartka.
- Praca w radzie nadzorczej to nie etat - nie mogę tego nikomu zabronić - mówi Henryk Grzonka. - Jednak podtrzymam karę, którą nałożyłem na Zawartkę, gdy dowiedziałem się, że pracuje on jako doradca prezydenta Świętochłowic. Nie dostaje teraz tematów związanych z samorządem. To bardzo bije po kieszeni, bo honoraria moich dziennikarzy zależą od liczby zrealizowanych audycji - dodaje.
- Jedną z fundamentalnych naszych ról jest patrzenie władzy na ręce - mówi Jarosław Gugała, prowadzący "Wydarzenia" w Polsacie. - Dlatego dziennikarz nie może przygotowywać informacji o regionie i jednocześnie brać pieniędzy od jednego z prezydentów miast. To zupełnie oczywiste, więc nie trzeba tworzyć w tym celu oddzielnych kodeksów - dodaje.
W jego ocenie tego typu coraz powszechniejsze zachowania dziennikarzy podważają zaufanie do całego zawodu. - Dziennikarze tracą zaufanie odbiorców, a to klejnot naszego zawodu. To jeden z powodów, dla których coraz mniej osób chce nas słuchać i kupować przygotowywane materiały. I piłowanie gałęzi, na której siedzimy - podsumowuje Jarosław Gugała.
JF