Dział: OPINIE

Dodano: Luty 08, 2012

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Lis nie ma już za bardzo dokąd pójść

Gdyby Lis odszedł, tak jak początkowo przypuszczaliśmy, do nowego portalu, byłby to ciekawy zwrot akcji. Od dawna głoszę tezę, że w teorii w Internecie możliwe jest powstawanie odrobinę droższych bytów, które próbują grać rolę mediów tradycyjnych: z opłacanym zespołem dziennikarskim, i z newsami, a nie tylko opiniami. Blogowanie to zajęcie ciekawe, ale jednak hobbystyczne. To charakterystyczne, ale większość debat w sieci wybucha wokół informacji podawanych przez zawodowych dziennikarzy.
Jest tam więc miejsce na dziennikarskie produkty, ale nie ma go też za wiele. Rynek reklamowy nie ciągnie masowo do sieci. Establishmentowy do bólu Lis pozyskał na nowy portal więcej pieniędzy niż powiedzmy mamy ich my – wPolityce.pl, ale czy to by się opłaciło, czas by pokazał
Byłby to eksperyment o niewiadomych skutkach, możliwe że przecierający szlaki, a możliwe że nieudany. Informacja o tym, że Lis miałby zostać prezesem telewizji publicznej, sprowadza rzecz do właściwych wymiarów. On sam twardo zaprzecza, co mogłoby wskazywać, że nie wszystko jest w tej materii przesądzone. Ale też trudno aby w takim momencie potwierdzał.
Jeśli uznaję tę hipotezę za prawdopodobną, to dlatego, że nie widzę go jako ryzykanta, jako pioniera. Widzę go jako gwiazdę przyjmującą ostatnią kosztowną zabawkę pośród więdnących mediów: molocha z Woronicza. Naturalnie od partii rządzącej.
Co prawda między Donaldem Tuskiem i Tomaszem Lisem panowała przez lata znana w obu środowiskach – politycznym i medialnym - nieufność. Tusk nie mógł darować dziennikarzowi przymierzania się do startu w wyborach prezydenckich przed rokiem 2005. A Lis generalnie popierający politykę Tuska (zwłaszcza coraz bardziej toksyczny antykaczyzm), cały czas sugerował, że zrobiłby to wszystko lepiej.
Ale teraz obaj mają wspólny interes. Lis nie ma już za bardzo dokąd pójść: pokłócony z wszystkimi medialnymi inwestorami, a przynajmniej nie budzący w nich zbytniej ufności. A nie tęskniący za ascezą poszukiwacza dziennikarskiej przygody. A Tusk? Ma chyba po raz kolejny wrażenie, że liberalno-lewicowe media nazbyt się od niego dystansują. Znów pyta, czy nie przełożono jakiejś wajchy. Nawet jeśli to tylko wrażenie, skutek jego piramidalnych błędów z ostatnich miesięcy, może chcieć mieć gwarancję, że jedno medium go nie opuści. TVP byłaby rządzona przez Lisa żelazną ręką. To może ich skazywać na współpracę.
Jeśli jednak Tomasz Lis zdecyduje się odegrać rolę platformerskiego strażnika publicznej telewizji, następnym logicznym krokiem będzie już tylko kariera polityczna. Może o to także chodzi. Naturalnie któryś z medialnych magnatów mógłby się jeszcze złamać i zaoferować coś Lisowi, ale ten zakochany w sobie człowiek chyba już takiego powrotu do tej samej rzeki sam nie chce.
No chyba, że coś się nie powiedzie i wtedy zaprzeczenia będą proroctwem: Lisowi pozostanie dłubanie przy portalu z garstką wychodźców z "Wprost". W takim przypadku zapraszamy do konkurencji w sieci, choć chyba i wtedy nie będzie to konkurencja do końca równa i sprawiedliwa.
No, zostaje jeszcze… "Gazeta Wyborcza". Ale Adam Michnik jest wiecznie żywy, a w tym kolektywie na takich solistów patrzy się z lekka nieufnie.

Opinia pochodzi z serwisu wPolityce.pl

 

(08.02.2012)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter

PODOBNE ARTYKUŁY

Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.