Medialny knebel
Cenzurowanie ks. Bonieckiego ośmiesza Kościół
Nie ma powodu, ani dobrych argumentów przeciw, by tego rodzaju wola nie została przez tych, którzy ją wyrazili, publicznie uzasadniona. Decyzja o zakazie wypowiadania się w mediach dotyczyła osoby, która ma niemal codzienny kontakt z mediami i cotygodniową autorską audycję telewizyjną. Niewątpliwie więc ci, którzy ją podjęli, uwzględnili fakt jej upublicznienia najpóźniej w piątek, czyli w dniu emisji „Rozmównicy”. Nie wyobrażam sobie, by osoby (zakon), w dyspozycji których pozostaje ks. Adam Boniecki, nie brały tego pod uwagę. Jest on przecież osobą publiczną, ze wszystkimi obowiązkami, którym musi w związku z tym sprostać. Ale reguły te dotyczą również – czy tego chcą, czy nie – osób, które czują się w obowiązku, by jego losem zawiadywać. Nie sposób wymówić się w tej sytuacji zakonną tajemnicą czy dobrem instytucji. Wszelkie owe dobra właśnie ucierpiały.
Powinniśmy się dowiedzieć, jakie za ową decyzją stały argumenty. Czy - i w którym momencie - w poniedziałkowej rozmowiez Moniką Olejnik w „Kropce nad i” ks. Boniecki sprzeniewierzył się Ewangelii i swemu powołaniu? Zbieżność dat emisji tego programu i decyzji władz zakonnych jest uderzająca. Anonimowe fora internetowe i media huczą od spekulacji po decyzji Marianów. Pora, by je przeciąć. Albo decyzję wycofać (to nie do pomyślenia – oczywiście).
Co najważniejsze jednak: nie uśmierzy to absurdu całej sytuacji. Cenzurowanie ks. Bonieckiego w imię jakkolwiek rozumianej „poprawności eklezjanej” ośmiesza Kościół. Debata wokół Nergala, czy krzyża w sejmie, została sprowadzona do sporu o pryncypia wiary, lecz – co ks. Boniecki próbował uświadomić – działa się poza nimi, w aurze politycznej i kulturowej doraźności. Czyli wpisana w ramy wojny, której już wszyscy mają dość – jałowej, nudnej, bezproduktywnej, z góry przegranej dla obu stron.
Nie wyobrażam sobie podobnej decyzji, która mogłaby dotyczyć obecności ks. Bonieckiego na łamach „Tygodnika”. Nie takie spory z Kościołem to pismo już wiodło. Największe postaci polskiego Kościoła miały wolę i rozum, by wieść z nim spory. Albo i nie wieść – jeśli były błahe, lub jeśli (zdarzało się) „Tygodnik” miał rację. Bywało już dużo gorzej dla Kościoła i Polski, lecz nikt nie ruszał na wojnę, raczej – po rozum do głowy. Czemu teraz nikt nie rusza?
fot.Grażyna Makara