Skworz: wstyd mi, że jestem dziennikarzem
Ze zdumieniem czytam relacje wszystkich głównych gazet w kraju z wyprowadzenia awanturującego się Jana Rokity z samolotu Lufthansy.
Koledzy z redakcji „Dziennika” poświęcili na to prawie całą stronę oraz komentarz zastępcy redaktora naczelnego: „Chamstwo i przemoc wobec Jana Rokity trzeba wyjaśnić”. Może w komisji śledczej? – pytam.
Co tu wyjaśniać? Nasz nowy kolega zapomniał, że nie jest już politykiem, tylko zwykłym obywatelem. I mimo że miał bilet klasy ekonomicznej, uznał, że kapelusz żony i płaszcze powinny lecieć w biznesie. A gdy stewardesa nie stanęła po jego stronie, rozpoczął awanturę. To żałosne wydarzenie nadaje się wyłącznie do rubryki policyjnej na lokalnych stronach gazet. Ale nie! Polscy dziennikarze stanęli za Rokitą.
„Dziennik”: „Niemcy brutalnie potraktowali Rokitę”, „skandaliczny akt agresji wobec polskiego obywatela”. „Polska”: „Skandal na lotnisku w Monachium”.
W „Gazecie Wyborczej” Jan Rokita mówi: „Traktowali mnie jak psa, z niemiecką nienawiścią do Polaka”.
Według relacji Rokity polska konsul w Monachium to „anioł”, a tamtejsze lotnisko „jest piekielne”. „Pewnie do teraz siedziałbym w areszcie” – mówi, bo bolą go ręce po „koszmarnych niemieckich kajdanach”. A na lotniskowej policji „czuł się jak na posterunku MO w PRL”.
Wyciąganie przy tej sprawie nienawiści narodowościowej jest małe i obraża naszych sąsiadów. Wierzę, że publicystyka Rokity nie cierpi na taką przesadę, jak jego relacje z nocy w Monachium.
Bardziej niż postawa Rokity martwi mnie stanowisko innych dziennikarzy. Oni mają obowiązek ważyć słowa. Bo jeśli w Monachium mieliśmy do czynienia ze „skandalicznym aktem agresji”, to jak nazwiemy agresję prawdziwą? Jeśli zużyjemy wielkie słowa na kapelusz pani Nelli, jak opiszemy tragedię?
Znajmy miarę. Czy dla zwykłego obywatela konsul w Monachium wstanie o piątej rano? Czy nie słychać wyższości w głosie Rokity, gdy mówi: „Po zaglądnięciu do Wikipedii traktowano nas zupełnie inaczej”. Dziennikarze mają obowiązek dbać o prawa także tych, których w Wikipedii nie ma.
Pytam was – nie macie sobie nic do zarzucenia? Czy sądzicie, że Polacy nie pamiętają, iż przed kilkoma dniami nie broniliśmy naszego rodaka – nie przed pobrudzeniem płaszcza, ale obcięciem głowy! Że nie zrobiliśmy nic, by naciskać na rząd o jego ratowanie. Że nie rozliczaliśmy ni służb dyplomatycznych, ni tajnych. Podziękowania rządu za postawę mediów w sprawie zamordowanego geologa Piotra Stańczaka są splunięciem nam w twarz. Zasłużyliśmy na nie.
Gdyby Rokicie spadł z głowy kapelusz, pewnie powstałyby o tym telewizyjne filmy. Nie mamy prawa zajmować się sobą i urojonymi problemami naszych kolegów, gdy inni naprawdę cierpią. Nie ośmieszajmy naszego zawodu.
Dziś wstyd mi, że jestem dziennikarzem.
Andrzej Skworz
Redaktor naczelny „Press”
(03.06.2009)