Chcemy złapać telewidza w sklepie
Rozmowa z Michaelem Sternem, współzałożycielem amerykańskiej firmy oferującej telewizję sklepową PRN
Dlaczego opłaca się telewizja w sklepie, a nie na przykład w pociągu, gdzie ludzie mają więcej czasu na jej oglądanie?
Są firmy nadające programy w pociągach i jest oczywiście telewizja tradycyjna. Ale to w sklepach dzieje się to, co najważniejsze. Widz reklamy staje się klientem kupującym towar. Chcemy go złapać właśnie wtedy, gdy robi zakupy. I to działa. W USA przed naszymi ekranami w ciągu czterech tygodni gromadzi się 300 mln osób.
Widzowie raczej unikają reklam.
W tradycyjnej telewizji tak. Ale reklamy w sklepach są o połowę krótsze, trwają 15 sekund. Spoty są proste, przejrzyste – i od razu mówią, gdzie w sklepie można znaleźć reklamowany produkt. Mają raczej charakter zakupowych porad.
To znaczy, że jeśli przyjdę do sklepu kupić szampon, telewizja PRN doradzi mi, jaki?
A przy okazji pokaże sklepowe nowości, powie, jakie koncerty są planowane na weekend i jaka jest pogoda. Nie dałoby się przecież oglądać samych reklam. Poza tym to, co widać na danym ekranie, zależy od tego, w jakim punkcie sklepu jest on ustawiony. Inny program pokazujemy w głównej alei, a inny w dziale z alkoholami.
W Polsce wasze ekrany są na razie w 50 hipermarketach Carrefour. Co sieć ma z tej współpracy?
Nasze doświadczenie, a kontrolujemy 72 procent amerykańskiego rynku telewizji sklepowej, wskazuje, że dzięki temu sklepy zwiększają obroty i są lepiej postrzegane, a ich klienci bardziej zadowoleni.
Kiedy polski oddział PRN zacznie na siebie zarabiać?
To biznes na wiele lat, a my dopiero go rozwijamy, prowadzimy rozmowy z innymi sieciami handlowymi. Za wcześnie więc, by o tym mówić.
Rozmawiała Elżbieta Rutkowska
...