Trzy nowe programy:
tematy na trzy felietony
23.09.2004, 15:34
Rozmowa z Maciejem Rybińskim,
felietonistą ”Rzeczpospolitej”
W każdym z nich znajdzie się coś, co nadaje się na felieton. Choćby to, że nie widzę w nich nic nowego. Przychodzi polityk z jednej opcji, w najlepszym wypadku z dwóch i prowadzą pogaduszki. Odpowiadający domyśla się, o co go zapyta dziennikarz, a ten z góry wie, co usłyszy. Znów pojawiły się gadające głowy, tyle że siedzące lub leżące na kanapie. Obudzony o trzeciej nad ranem wiedziałbym, co każdy z zaproszonych do studia powie. Do tego wszyscy się znają i są ze sobą w przyjaznych stosunkach. U Żakowskiego chyba bardziej niż u innych widać, że w programie spotyka się pewien krąg towarzyski. Wszyscy są ze sobą na ty. Nie może tam dojść do kontrowersji, choćby z tego powodu, że ci ludzie są ze sobą zaprzyjaźnieni. Rozmowy przypominają herbatki dobroczynne w domu pastora anglikańskiego. I to byłby tytuł felietonu o nich. Program jest spotkaniem towarzyskim, a prezentowane poglądy nie wnoszą nic nowego.
Napisałem felieton po aferze Rywina. Dla mnie najbardziej przerażające nie było to, czy ktoś wziął łapówkę. Przerażające było, że wszyscy, którzy w tym uczestniczyli, byli ze sobą na ty. To samo dzieje się w tych programach, przez co bohaterowie tracą wiarygodność.
Zgadza się Pan z ”Super Expressem”, że Monika Olejnik straciła kły?
Owszem. Felieton o niej zatytułowałbym ”Monika okiełznana”, bo mam wrażenie, że w ”Kropce nad i” w TVN-ie była bardziej ostra. Na przykład jej rozmowa z panią prezydentową Jolantą Kwaśniewską była zbyt salonowa, za mało agresywna. Chciałbym zobaczyć, jak obie panie się kłócą, a widziałem wzajemne świadczenie sobie uprzejmości – pani Moniko, pani prezydentowo.
Wywiady Najsztuba woli Pan czytać czy oglądać?
Nie sprawia mi to wielkiej różnicy. Choć chyba ma on większy temperament, gdy pisze. W telewizji kindersztuba go ogranicza. Poza tym, że kładzie się na kanapie, nie można się po nim spodziewać kontrowersyjności. W programie Najsztuba śmieszy mnie próba rozwiązania problemu stateczności takiej audycji. Felieton o tym mógłby mieć tytuł ”Wszystko to samo, tylko w ruchu”. Problemem takich programów jest to, że ludzie siedzą w nich naprzeciw siebie, mówią, a poza tym nic się nie dzieje. Widzowie przyzwyczajeni do akcji w telewizji, nudzą się. Najsztub w zabawny sposób próbuje do tego nie dopuścić. Wciela się w rolę pantery biegającej po klatce i próbuje rozbić tę statyczność. Lepszym sposobem byłoby pokazywanie w tle obrazów ilustrujących dyskusję, np. wydarzeń, o których się rozmawia w studiu. Jeśli natomiast prowadzący biega w kółko, to przeszkadza słuchać. Irytuje. Może ma on nadzieję, że chodzeniem, zachodzeniem od tyłu, kładzeniem się wyprowadzi rozmówcę z równowagi. Ale chyba łatwiej to osiągnąć, zadając po prostu prowokacyjne pytania. Tylko, by je zadawać, trzeba wiedzieć, czym rozmówcę zirytować. To się Najsztubowi nie udaje. Do tego pewnie potrzebowałby armię ludzi od researchu. W amerykańskich stacjach nad tego typu audycjami pracuje spora grupa osób, które wyszukują z przeszłości rozmówcy takie szczegóły, jak choćby to, ile miał lat, kiedy wypił pierwsze piwo. U nas tego nie ma. A skoro chcemy się czegoś nowego dowiedzieć o politykach, poznać ich nie od strony aparatczykowania partyjnego czy odklepywania formułek, należałoby wyjść poza pytania, co sądzą o służbie zdrowia czy o udziale Polski w wojnie w Iraku.
Żakowski chce tłumaczyć widzom najważniejsze wydarzenia. Co Panu wytłumaczył?
Tak często się z nim nie zgadzam, że program bywa chwilami atrakcyjny, bo się irytuję. Interpretacje Żakowskiego stanowią obowiązujący, poprawny kanon rozumienia świata, który większość elit w Polsce i społeczeństwo biorą za dobrą monetę. Tam nie ma cienia oryginalności, starań o pokazanie sprawy od podszewki. A to by miało dla mnie wartość i widzowie mogliby wtedy przeżywać emocje. Papka, którą serwuje Żakowski, o tym, co słuszne, a co nie, nie jest atrakcyjna. W rozgłośniach radiowych takich programów jest kilka. Czy tych gości Żakowskiego widać, czy nie, wszystko jedno. W tej sytuacji minusem ”Summy zdarzeń” jest to, że nie można jej słuchać, jadąc samochodem.
Na nowy program Tomasza Lisa czeka Pan z ciekawością?
Z ciekawością, ale i z niepokojem. Bardzo lubię pana Tomka Lisa – nie jesteśmy na ty, więc chyba mogę się do tego przyznać. Obawiam się jednej rzeczy. Ponieważ on tak bardzo przejął się próbą zrobienia kariery politycznej, tak bardzo widzi swoją przyszłość w fotelu prezydenckim, takie ma ładne notowania i tak mu podbija bębenek ”Newsweek Polska”, że może się zdarzyć, iż będzie prowadził kampanię wyborczą, a nie audycję. A mylenie tych dwóch ról, jest niedopuszczalne. Dziennikarz nie powinien próbować być aktywnym politykiem. Jego rolą jest bycie recenzentem m.in. politycznej rzeczywistości.
Jako widz, którą porę emisji Pan wybiera? Olejnik – konkurującą z serialem ”M jak miłość”, Żakowskiego podczas niedzielnego obiadu czy Najsztuba zamiast wieczornej kawy, żeby nie zasnąć?
Na pewno będę oglądał Monikę Olejnik. Jej program to najbardziej bieżący komentarz wydarzeń politycznych i społecznych. Jest codziennie, ma walor poznawczy. Z pozostałych programów mogę spokojnie zrezygnować.
Rozmawiała Magdalena Łukasiuk
(MŁ, 23.09.2004)
* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter