Świat na subskrypcje. Co robią użytkownicy, by utrzymać w ryzach wysokość opłat?

– W ciągu kilku lat przeszliśmy od „wszystko, co chcesz, w jednym abonamencie” do „płać pięć abonamentów, a i tak nie znajdziesz tego, czego chcesz” – narzekają internetowi forumowicze (fot. viarami/Pixabay.com)
Wszystko jest już na subskrypcje. Zobacz, co robią użytkownicy różnych platform, by wysokość opłat utrzymać w ryzach.
Od serwisów streamingowych, przez prenumeraty czasopism i aplikacje, aż po platformy chmurowe. Im dalej w technologiczny las, tym bardziej nierealne staje się unikanie płacenia za miesięczne i roczne subskrypcje. Ich koszty mogą wynieść nawet kilkaset złotych. Plan dnia w Notion, praca z Excelem, projekty w Adobe, pliki w Google Drive, zasoby chmurowe, trening ze Stravą, podcasty ze Spotify, nauka z Duolingo, newsy z „The Washington Post” i grzeszne przyjemności z Netflixem.
– W ciągu kilku lat przeszliśmy od „wszystko, co chcesz, w jednym abonamencie” do „płać pięć abonamentów, a i tak nie znajdziesz tego, czego chcesz” – narzekają internetowi forumowicze i szukają sposobów, jak sprawić, by nie rezygnować z subskrypcji, a wciąż się mieścić w budżecie.
ZAPŁAĆ TYLE, ILE MUSISZ
W przypadku dostępu do treści publikowanych na łamach „The Washington Post” użytkownicy stosują strategię rezygnacji z usług na jakiś czas przed ich odnowieniem, aby chwilę później uzyskać atrakcyjniejsze oferty. Metoda polega na anulowaniu prenumeraty, np. miesiąc przed jej zakończeniem, i czasowym zaprzestaniu wchodzenia na stronę wydawcy. W efekcie, gdy subskrybent ponownie wchodzi na stronę dostawcy, ten – widząc brak aktywności – składa propozycje, oferując znaczne rabaty, często nawet jedną trzecią pierwotnej ceny.
Podobnie jest również u konkurencji. „Jestem stałym subskrybentem »New York Times« i od długiego czasu płaciłem 25 dol. miesięcznie za poziom all access. Jako automatyczny odbiorca newslettera zacząłem dostawać maile o dostępie do treści na portalu w promocyjnych cenach od 60 do 75 dol. rocznie. Pakiety z maila wydawały się zawierać wszystko to, za co dotychczas płaciłem dużo więcej, tj. kategorie: News, Games, Cooking, Audio, Wirecutter, i dostęp do The Athletic, więc postanowiłem anulować usługę, aby skorzystać z rabatu. Po zalogowaniu się na portalu przeklikałem się przez cały proces rezygnacji z prenumeraty, a na ostatnim monicie, tuż przed potwierdzeniem tej operacji, dostałem ofertę za 4 dol. miesięcznie przez rok, którą wystarczyło zaakceptować. Tym sposobem moja miesięczna subskrypcja poszła w dół o ponad 80 proc.” – przyznaje jeden z użytkowników Reddita i zachęca do unaocznienia amerykańskiemu wydawcy ryzyka utraty subskrybenta. „Faktycznie, zdecydowałem się anulować i oto jest: »Czy chciałbyś kolejny rok za 4 dol. miesięcznie?«. Tak, poproszę” – potwierdza inny internauta.
„TRZEBA WYJŚĆ I WEJŚĆ”
Nie tylko tytuły prasowe, w obliczu ryzyka utraty klienta, szybko zmieniają zdanie. „W zeszłym miesiącu Adobe wysłało mi maila z informacją, że moja miesięczna subskrypcja wzrosła z 38,99 do 89,26 dol. za miesiąc. W przeszłości, gdy tak się działo, logowałem się na swoje konto i klikałem „Anuluj”, podając jako powód „Zbyt drogie”. Następny ekran pytał, czy chcę obniżyć poziom subskrypcji i zrezygnować z niektórych pakietów, a ja zawsze odpowiadałem przecząco. Dzięki temu ostatecznie oferowano mi dużą zniżkę miesięczną za podtrzymanie obecnego planu, którą akceptowałem” – dzieli się swoją historią Saiful Islam Emon, graphic designer z Bangladeszu. „Próbowałem tego samego i tym razem, ale system zamiast ponownie zaoferować mi zniżkę, zaproponował mi dwa miesiące bez opłat, a następnie podwyższoną do 89,26 dol. co miesiąc opłatę za pozostałe dziesięć miesięcy. Niezadowolony z takiego obrotu spraw otworzyłem okno czatu i zapytałem, czy istnieje jakaś szansa na obniżenie miesięcznej opłaty. Natychmiast zaproponowano mi kontynuowanie subskrypcji w dotychczasowej cenie 38,99 dol. za miesiąc, na co chętnie przystałem” – dodaje Emon w swoim wpisie na portalu Reddit. Adobe winduje ceny także w Polsce, a jednocześnie oferuje duże zniżki dla nowych użytkowników. W pierwszym roku za miesiąc subskrypcji Creative Cloud płacą oni prawie połowę mniej, czyli 36,89 zamiast 68,68 euro. „Jako stały klient nie mogłem oczywiście skorzystać z tej promocji. Wiesz, jak się poczułem? Znasz to” – pisze na LinkedIn Marek Wołynko, fotograf biznesowy. Bez zakładania nowego konta można jednak skorzystać z promocji. „Trzeba wyjść i wejść. Sprawdź, kiedy się kończy twoja roczna subskrypcja, a w ostatnim miesiącu zrezygnuj z jej odnowienia. Anulowałem subskrypcję, poczekałem na wyłączenie usług, a potem wykupiłem nową subskrypcję w promocyjnej cenie. Całość działa jak wcześniej, tylko taniej” – poradził Wołynko.
CZYTAĆ MIĘDZY WIERSZAMI
„Moja lokalna biblioteka ma subskrypcję e-wydań prasy, z której można śmiało korzystać. Co prawda nie czytam gazet codziennie, zwykle tylko w weekendy, ale jest darmowa. Świetna opcja dla zwykłych czytelników” – pisze inny użytkownik. Tak jest na przykład na warszawskim Żoliborzu. W dzielnicowej bibliotece zdalny dostęp do e-prasy mają wszyscy czytelnicy po zalogowaniu się na swoje internetowe konto. Warunkiem jego posiadania jest bezpłatne zapisanie się do biblioteki, którego należy dokonać osobiście, potwierdzając tożsamość dowodem osobistym. Po nadaniu danych do logowania użytkownik zyskuje darmowy, choć ograniczony do 2 godzin, dostęp do codziennych wydań „Dziennika Gazety Prawnej”, „Pulsu Biznesu”, „Rzeczpospolitej”, „Wyborczej”, „Przeglądu Sportowego” i „Super Expressu” wraz z archiwum. Wybór jest jednak mocno okrojony, a w bibliotekach o szerszym zasięgu dostęp do prasy jest możliwy tylko na miejscu – papierowej lub elektronicznej. To, czego nie oferują polskie biblioteki, można znaleźć za granicą. Francuska Biblioteka Narodowa za 24 euro rocznie oferuje zdalny dostęp do ponad 600 tytułów prasy międzynarodowej w e-zasobach trzech obszernych katalogów: Europresse, Mediapart i PressReader. Poza lokalnymi pewniakami, takimi jak „Le Parisien”, „Le Figaro”, „Le Monde”, znajdziemy tam wachlarz polskiej prasy, np. „Gazetę Wyborczą”, „Fakt”, a nawet „Politykę”.
– Na stronie biblioteki kliknij na „Bibliothèque tous publics”, a następnie wybierz „Pass BNF Lecture/culture illimité”. Postępuj zgodnie z instrukcjami płatności i rejestracji, która wymaga zdjęcia i dowodu tożsamości. Aktywacja konta odbywa się ręcznie i może potrwać do dwóch dni roboczych. Otrzymasz potwierdzenie e-mailem i bezpłatny dostęp do zasobów wraz z kartą do odbioru w paryskiej bibliotece. Mieszkam w Bordeaux, nie odebrałem karty czytelnika, a moje konto nadal jest ważne – mówi Nicolas, który na swoim blogu stworzył cały poradnik „step by step”.
TURECKI SPOTIFY, EGIPSKI NETFLIX
Dywersyfikacja cenowa serwisów streamingowych przez Netflixa, Spotify czy Apple Music, w zależności od regionu świata, to dla nich samych pięta Achillesa i powód do walki z tymi, którzy szukają luk w systemie. Turecka lira od kilku lat notuje rekordowe spadki, a wysoka inflacja, która według danych Turkstatu w czwartym kwartale ubiegłego roku oscylowała wokół 50 proc., powoduje spadek siły nabywczej, co wpływa także na rynek usług cyfrowych w Turcji. Nic dziwnego, że plany cenników serwisów streamingowych są tam jednymi z najtańszych na świecie, bo globalni giganci chcą utrzymać konkurencyjność i przychody na lokalnych rynkach.
W Ankarze czy Izmirze za plan indywidualny Spotify Premium trzeba zapłacić 59,99 tureckich lir miesięcznie, czyli ok. 7 zł. Dostęp do tej samej usługi w Polsce kosztuje ponad trzykrotnie więcej – 23,99 zł, a w Szwajcarii prawie dziesięciokrotnie – 13,95 franków (ok. 65 zł). Największe różnice są w przypadku opcji Family, czyli przy dostępie Premium dla sześciu kont w ramach jednego pakietu. Cena w kraju półksiężyca wynosi 99,99 tureckich lir miesięcznie (ok. 12 zł), z kolei nad Wisłą to koszt 37,99 zł. Najdrożej jest w Szwajcarii, gdzie pakiet Family wiąże się z opłatą w wysokości 22,95 franków za miesiąc (ok. 106 zł).
Najmniej płaci jednak student w Turcji – 32,99 lir (ok. 4 zł), a weryfikacja uprawnienia do zniżki przebiega identycznie jak w przypadku polskich uczelni. Niezależnie od tego, czy abonent studiuje w Warszawie, Zurychu, czy w Stambule, musi się zalogować na swoje konto uczelniane poprzez zewnętrzną platformę weryfikacyjną SheerID. W rezultacie korzystanie ze zniżki odbywa się na tych samych zasadach, niezależnie od planów cenowych na lokalnych rynkach. Wirtualnie nad Bosfor ciągnie więc wszystkich, którzy chcą zaoszczędzić, nie ruszając się z kanapy. Klucz tkwi w lokalizacji i dostępie do połączenia VPN. Dzięki temu użytkownik może udowodnić witrynie, że łączy się z internetem z innego miejsca niż to, gdzie faktycznie przebywa. Internetowa podróż w kierunku szarej strefy wiąże się z zainstalowaniem jednej z aplikacji, która oferuje dostęp do serwerów w krajach, w których stawki za streamingi są najniższe.
Rozwijane przez genewskich twórców ProtonMail darmowe oprogramowanie ProtonVPN ma w Szwajcarii sprzyjające otoczenie prawne, by pomagać w unikaniu geolokalizacji, śledzącej działania online, oraz umożliwiać darmową zmianę serwera, np. na turecki. Federalna Ustawa o ochronie danych osobowych (FADP) nakłada m.in. na usługi VPN obowiązek szyfrowania i ochrony tożsamości. Ponadto w Szwajcarii nie ma przepisów, które zmuszają firmy do długoterminowego przechowywania danych. Dzięki temu aplikacja może oferować bardziej restrykcyjne zasady prywatności i nie przechowuje logów użytkowników, usuwając je w trakcie lub tuż po zakończeniu sesji, przez co wykrycie, że ktoś loguje się z innego miejsca niż to, w którym znajduje się serwer, jest znacznie trudniejsze, choć nie niemożliwe.
Po instalacji aplikacji ProtonVPN i połączeniu z tureckim serwerem użytkownik jest w stanie założyć nowe konto Spotify za pomocą adresu mailowego, który nie został wcześniej powiązany z żadnym innym kontem. W trakcie rejestracji nowa lokalizacja zostaje automatycznie ustawiona, a ostatnim krokiem pozostaje opłacenie subskrypcji. Aby dokonać płatności w lirach i po niższej cenie, potrzebna jest zagraniczna karta płatnicza, np. Revolut lub Wise, która domyka proces. Włączony podczas korzystania z platformy VPN sprawia, że muzyczna chmura nadal rozpoznaje lokalizację w kraju o niższych stawkach, z którego pochodzi sieć.
Nieco inaczej jest w przypadku Netflixa. Mimo że amerykański gigant nie zakazuje korzystania z VPN, aktywnie wykrywa adresy IP zidentyfikowane jako pochodzące z VPN i analizuje zmiany połączeń z serwerami w różnych krajach w tym samym czasie. Po cichu z platformy zniknął też tryb „Podróżuję”, który umożliwiał korzystanie z usługi poza domem. Podobnie jak w przypadku Spotify, różnice cenowe w regionach są ogromne, więc serwis aktywnie ściga tych, którzy unikają opłat. Egipski Netflix w najdroższej opcji Premium, oferujący dostęp do platformy na czterech urządzeniach i jakość 4K Ultra HD, kosztuje 70 funtów egipskich za miesiąc (ok. 14 zł), czyli dwukrotnie mniej niż najtańsza opcja Basic w Polsce – 33 zł. Za ten sam pakiet Premium mieszkaniec Warszawy lub Poznania musi zapłacić co miesiąc prawie 70 zł. Nie wszystkie utwory czy filmy dostępne w Polsce będzie można znaleźć na zagranicznych kontach. Logując się do Netflixa z egipskiego serwera, nie obejrzymy „Listów do M.”, a słuchając muzyki na tureckim Spotify, zapewne nie dodamy do ulubionych „Autobiografii” Perfectu. Poza ryzykiem blokady konta, regulacje praw autorskich i umów licencyjnych to kolejny wymiar „coś za coś”, który powinien dać do myślenia zwolennikom dróg na skróty.
***
To tylko fragment tekstu Bartłomieja Chlabicza. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”. Przeczytaj go w całości w magazynie.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy "Press": Haszczyński, konsekwentna Zetka, wspomnienia o Tymie i Pytlakowskim
Bartłomiej Chlabicz
