Radiowa Czwórka z cyklem koncertów  |  Cztery agencje w przetargu  |  Plany zespołu "Głosu Skierniewic"  |  TVP 1 pokaże koncert "Tysiąclecie Korony Polskiej"  |  Talent show TVN stracił widzów  |  Premiera programu kulinarnego TVP VOD  |  Polska spółka nadawcy Stars.tv zakończyła rok zyskiem  |  Oglądalność serialu TVP 2 "Na sygnale" w pierwszym kwartale  |  Zestawienie serwisów dla kobiet  |  Zasięg reklamy zewnętrznej w marcu  |  Biuro 2increatives sięga po AI  |  Kamis rusza  |  Heart & Science i Gutenberg  |  Marka Dobra Kaloria klientem  |  Grupa Maspex  |  Leo Warsaw przygotowała kampanię  |  BBC w Holandii działa pod nowym szyldem  |  Globalny dyrektor kreatywny agencji JKR  |  Zapraszamy do newslettera "Presserwis" – dziś 43 newsy ze świata mediów i reklamy  | 

Radiowa Czwórka z cyklem koncertów  |  Cztery agencje w przetargu  |  Plany zespołu "Głosu Skierniewic"  |  TVP 1 pokaże koncert "Tysiąclecie Korony Polskiej"  |  Talent show TVN stracił widzów  |  Premiera programu kulinarnego TVP VOD  |  Polska spółka nadawcy Stars.tv zakończyła rok zyskiem  |  Oglądalność serialu TVP 2 "Na sygnale" w pierwszym kwartale  |  Zestawienie serwisów dla kobiet  |  Zasięg reklamy zewnętrznej w marcu  |  Biuro 2increatives sięga po AI  |  Kamis rusza  |  Heart & Science i Gutenberg  |  Marka Dobra Kaloria klientem  |  Grupa Maspex  |  Leo Warsaw przygotowała kampanię  |  BBC w Holandii działa pod nowym szyldem  |  Globalny dyrektor kreatywny agencji JKR  |  Zapraszamy do newslettera "Presserwis" – dziś 43 newsy ze świata mediów i reklamy  | 

Radiowa Czwórka z cyklem koncertów  |  Cztery agencje w przetargu  |  Plany zespołu "Głosu Skierniewic"  |  TVP 1 pokaże koncert "Tysiąclecie Korony Polskiej"  |  Talent show TVN stracił widzów  |  Premiera programu kulinarnego TVP VOD  |  Polska spółka nadawcy Stars.tv zakończyła rok zyskiem  |  Oglądalność serialu TVP 2 "Na sygnale" w pierwszym kwartale  |  Zestawienie serwisów dla kobiet  |  Zasięg reklamy zewnętrznej w marcu  |  Biuro 2increatives sięga po AI  |  Kamis rusza  |  Heart & Science i Gutenberg  |  Marka Dobra Kaloria klientem  |  Grupa Maspex  |  Leo Warsaw przygotowała kampanię  |  BBC w Holandii działa pod nowym szyldem  |  Globalny dyrektor kreatywny agencji JKR  |  Zapraszamy do newslettera "Presserwis" – dziś 43 newsy ze świata mediów i reklamy  | 

Temat: prasa

Dział: PRASA

Dodano: Kwiecień 12, 2025

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Jeśli ktoś ma newsa, to ma go skądś. Rzecz o działalności public affairs

Akcja „Tak dla CPK” była łatwo dostrzegalną kampanią public affairs. – Gołym okiem było widać, że jest tam działający aktyw, który poprzez plasowanie przekazów w mediach próbuje wpłynąć na decyzje w tym zakresie – uważa Rafał Czechowski z Imago (fot. Łukasz Gągulski/PAP)

Pytam, w ilu mediach ogólnopolskich dobry specjalista od public affairs ma znajomych dziennikarzy. Bartłomiej Rajchert z Grupy Doradztwa Strategicznego odpowiada: – We wszystkich. Trzeba umieć bardzo szybko dotrzeć tam, gdzie trzeba.

Lukasz Zając, koordynator Klubu Public Affairs w Polskim Stowarzyszeniu Public Relations, tak tłumaczy, czym się zajmuje public affairs: „Działalność public affairs opiera się na budowaniu pozytywnego wizerunku, sprzyjającego klimatu i zrozumienia dla danej organizacji w jej środowisku politycznym i prawnym. Eksperci public affairs są adwokatami zmian uważanych za społecznie istotne” – pisze na swojej stronie.

– Te działania najczęściej polegają na edukacji – by uświadomić ludziom, jakie są racje wszystkich stron, i pozwolić im wyrobić sobie zdanie na podstawie pełnych faktów – taką swoją definicję public affairs podaje Sebastian Hejnowski, szef regionu wschodniego EMEA w grupie SEC Newgate.

Co odróżnia public affairs od lobbingu? Wpływ na regulacje prawne – lobbing powinien je przynosić, a działania public affairs nie muszą. Jednak granica między jednym a drugim jest płynna. Bo w praktyce różnica między public affairs – niesprecyzowanym w prawie, a lobbingiem – zdefiniowanym i regulowanym, jest rozmyta. Tak bardzo, że nawet w międzynarodowych konkursach kampaniami public affairs nazywane są takie, które miały wpływ na regulacje prawne.

Dlaczego tak trudno o rozróżnienie? Bo w lobbingu używany jest często „komponent public affairs”. Bartłomiej Rajchert sugeruje, że public affairs służy czasem jako zasłona dymna dla lobbingu. – W Polsce public affairs często równa się lobbing i nie wydaje się, by ktoś chciał to zmienić.

Rajchert wspomina o kliencie, który protestował przeciwko wpisywaniu w umowie działań lobbingowych. – Chciał, byśmy dokładnie tym się zajęli. Zaproponował więc, by w umowę wpisać działania public affairs.

Rejestr firm i osób wykonujących działalność lobbingową, prowadzony przez MSWiA, liczy obecnie 615 pozycji – są to lobbyści, agencje lub organizacje. Natomiast na stronach Sejmu jako lobbystów zarejestrowano raptem… 48 osób. – Gdzie oni wszyscy pracują, jeśli nie w parlamencie? – pyta retorycznie jeden ze speców od lobbingu i public affairs. I tłumaczy, że rejestracja w MSWiA jako lobbysta to wymóg, który wewnętrznie stawiają swoim pracownikom międzynarodowe korporacje. Gdy jednak przychodzi do ustalenia, kto jest lobbystą w Sejmie, w trakcie stanowienia prawa, to okazuje się, że ci fachowcy chętnie stroją się w piórka speców od public affairs.

– Gdy na komisji sejmowej czy senackiej pada pytanie: czy są tu jacyś lobbyści, to najczęściej praktycznie nikt się nie zgłasza. A de facto jest ich wielu, tylko prezentują afiliacje eksperckie lub medialne – opisuje nam lobbysta zajmujący się też public affairs.

NA FALI

Lobbing łatwiej było uprawiać w czasach rządów PiS. Lobbyści, np. Adam Hofman czy Przemysław Wipler, uchodzili wówczas za gwiazdy: mieli łatwy dostęp do znajomych kolegów – oczywiście najczęściej z PiS. Ta partia zaś wprowadzała ogromną liczbę zmian w prawie. Chaotycznych, pisanych na kolanie, wrzucanych w inne ustawy lub często jako projekty poselskie, które nie wymagały konsultacji społecznych.

W szafach kancelarii Sejmu czekały podpisane in blanco przez posłów PiS karty pod „projekty poselskie”, które dopiero zostaną wymyślone i będą procedowane. Panowała też domyślna zgoda dla nieczystych form lobbingu.

– Pewien lobbysta, bardzo skuteczny w lokowaniu treści w mediach, powiedział mi kiedyś: „Nie chodzi o to, czy masz relacje, ale o to, czy masz takie relacje, by móc bezpiecznie korumpować”. Funkcjonujemy na rynku przysług, korupcja nie jest gratyfikacją finansową, ale wymianą przysług, a te są trudniejsze do namierzenia – opowiada mi informator.

O klientach firmy R4S Adama Hofmana i kolegów pisały OKO.press i Fundacja Reporterów. O tym, z kim w danym momencie współpracował Przemysław Wipler, a konkretnie jego firma Wipler Doradztwo, można było się dowiedzieć z Twittera. – Wystarczyło wejść na jego konto i sprawdzić, jakie publikacje powiela, wywierając nacisk na decydentów. To było bardzo czytelne – tłumaczy nasz rozmówca, też lobbysta.

Sprawdzamy. Faktycznie wpisy Wiplera z tamtego okresu promują jakąś publikację w mediach, a swoim komentarzem próbuje wywrzeć wpływ. Przykładowo 2 grudnia 2020 roku Wipler podaje publikowaną na Money.pl historię właściciela małej sieci aptek, który z powodu decyzji urzędnika „może stracić wszystko”. Wipler pisze: „Filozofia »Apteki dla aptekarza« w praktyce… Jeśli ani Morawiecki, ani Niedzielski nie planują nic w tym zmienić, to może pomyślą o tym Jarosław Gowin lub Ziobro? (…)”.

Poniżej wpisy Janusza Cieszyńskiego – wówczas wiceministra zdrowia, i Mariusza Chłopika – wówczas wpływowego doradcy premiera Morawieckiego. Ten pierwszy twierdzi, że artykuł Money.pl to „manipulacja”, bo aptekarz opisany w tekście jest powiązany z dużą siecią apteczną. Chłopik zaś pisze do Wiplera wprost: „Powinieneś oznaczać wpisy »pracuje dla …«”.

Według Sebastiana Hejnowskiego z SEC Newgate o tym, że rząd PiS czasem wsłuchiwał się w głos biznesu, świadczą losy lex pilot – przepisy miały spowodować, że na pierwszych miejscach w kablówkach i platformach cyfrowych pojawią się obligatoryjnie kanały telewizji publicznej, wówczas propagandowej. Szeroki lobbing grup medialnych, wiele spotkań w koalicji, publicznych dyskusji spowodowało, że minister Paweł Lewandowski zmienił zdanie. Wzmocnienie pozycji kanałów TVP się nie powiodło, a ustawa trafiła do kosza.

Od roku sytuacja lobbingu w Polsce jest inna. Koalicję rządową tworzy wiele ugrupowań, uważających się za bardziej etyczne, które wzajemnie patrzą sobie na ręce. I to nawet wbrew własnym interesom. Przykład? Afera z ustawą o farmach wiatrowych, która miała odblokować ich budowę, po tym jak osiem lat temu PiS praktycznie to uniemożliwił. Zarówno Donald Tusk, jak i Szymon Hołownia oraz Władysław Kosiniak-Kamysz zapowiadali w kampanii wyborczej szybką realizację zmian, by Polacy mniej płacili za prąd. Projekt ustawy był gotowy, jeszcze zanim powstał rząd koalicji, a afera wiatrakowa stała się jedną z pierwszych tego rządu. Kontrowersje społeczne wywołała informacja o stawianiu wiatraków 300 m od domów i zgoda na wywłaszczenia pod budowę takich elektrowni. Prace nad ustawą zostały zawieszone. Minął prawie rok, a pytana przez dziennikarzy minister klimatu Paulina Hennig-Kloska ciągle podaje nowe kolejne terminy jej przygotowania.

Jeden z moich rozmówców narzeka: – Gdyby dzisiaj ktoś mnie spytał, do kogo z rządu można pójść rozmawiać o sprawach gospodarczych, to nie mam pojęcia. Bo żaden polityk rządzącej koalicji nie jest na tyle mocny, na ile byli ministrowie PiS.

Lobbing jest dziś mniej skuteczny, więc rośnie znaczenie public affairs.

GRA WARTA ŚWIECZKI

CEC Group – firma, która zatrudniając 50 osób, uchodzi za największą w tej branży – szacuje, że w Polsce działaniami public affairs zajmuje się nawet kilka tysięcy osób. Tyle że większość z tego grona tylko z doskoku. Według Rafała Czechowskiego, prezesa Imago, ta usługa jest w portfolio większości dużych agencji PR, ale to nie jest ich zasadniczy biznes. Jeśli liczyć tylko tych, którzy się w tym specjalizują, to w kraju mamy kilkaset osób od public affairs. Natomiast firm prawdziwie specjalizujących się w tej dziedzinie jest ledwie kilka. – I wiele z nich nie przyznaje się, że to robi. Public affairs mylone jest z lobbingiem – tłumaczy Michał Koczalski, CEO w CEC Group. Kim są osoby pracujące w public affairs? W CEC Group zatrudniają lingwistę, politologa, historyka sztuki, finansistę, filologów. Istotną grupę stanowią prawnicy oraz byli dziennikarze. Ich kontakty w środowisku i umiejętność tworzenia interesujących dla żurnalistów materiałów są cenione w tej branży. W Wipler Doradztwo drugą najważniejszą osobą jest Michał Krzymowski – do 2018 roku dziennikarz „Newsweek Polska”. R4S współtworzył Igor Janke – kiedyś redaktor w „Rzeczpospolitej”, oraz Sławomir Jastrzębowski – niegdyś redaktor naczelny „Super Expressu”.

Michał Leksiński, dyrektor operacyjny w CEC Group, podkreśla, że wielką rolę w tym zawodzie odgrywają kompetencje miękkie połączone z konkretną, ekspercką wiedzą sektorową.

Bo też zainteresowanie public affairs jest różne w zależności od branży, jaką reprezentują zleceniodawcy – im bogatsza i silniej regulowana, wręcz koncesjonowana – tym lepiej. Najczęściej z pomocy public affairs korzystają sektory bogate: zbrojeniówka, farmacja, alkohole, big techy.

– Big techy mają świetną obsługę public affairs i dlatego wiele rzeczy w prawie wciąż nie jest uregulowanych, choć od dawna powinny być – uważa Hanna Waśko, kierująca agencją public relations Big Picture i zasiadająca w Radzie Etyki PR.

W niedawnym sporze o regulacje tantiem autorskich, w którym po jednej stronie stanęły polskie media, a po drugiej big techy, jedna i druga strona korzystała z usług speców od public affairs.

Koszty takich kampanii, choć bardzo duże, są najczęściej niewielką częścią możliwych zysków czy strat, o które toczy się gra. W przypadku starcia polskich mediów z big techami mówiło się o 300 mln zł rocznie. Tymczasem kampania to koszt od kilkudziesięciu do 200 tys. zł miesięcznie za zespół.

Projekt rzadko trwa miesiąc – zazwyczaj kilka, czasem kilkanaście. Średni koszt niedużej kampanii to kilkaset tysięcy złotych. – Ale czasem dla dużych graczy pracuje kilka, a nawet kilkanaście agencji – zaznacza jeden z naszych rozmówców.

SPEED ALKOTUBKI

Media są kluczowe w wywieraniu wpływu na społeczeństwo czy decydentów. – Jeżeli nie zrobimy medialnego zamieszania, to władza tematem się nie zajmie – takie jest przeświadczenie w lobbingu – mówi Bartłomiej Rajchert. Używają więc komponentu public affairs, by poprzez publikacje uświadomić coś opinii publicznej, zmienić jej nastawienie do tematu i w ten sposób wywrzeć wpływ na polityków.

O tym, jak błyskawiczny może to być wpływ, przekonaliśmy się w przypadku afery z alkotubkami – władza zaczęła tworzyć nowe regulacje dosłownie z dnia na dzień od wybuchu skandalu z nowym rodzajem pojemników na alkohol, udających soczki. Czy ta afera mogła być nakręcona przez bogatą konkurencję producentów alkotubek – branżę alkoholową, która jest jednym z najważniejszych klientów agencji lobbingowych i public affairs?

– Możliwe – słyszę.

OLV, producent alkotubek, który wiele miesięcy przygotowywał ów projekt i uzyskał na ich produkcję wszelkie oficjalne zgody, wcześniej zajmował się produkcją musów owocowych i smoothie. Afera nie była efektem jakiegoś tragicznego wydarzenia – np. przypadkowego upojenia alkoholem dzieci – co tłumaczyłoby gwałtowność procesów. Wywołało ją samo pojawienie się tych produktów na półkach sklepowych, a jej dynamika i reakcja władz była porażająco szybka. OLV wchodził z alkotubkami w świat branży wartej w Polsce ponad 50 mld zł.

Dziennie tzw. małpki – małe buteleczki z alkoholem, dla których alkotubki były konkurencją – kupuje średnio 1,3 mln Polaków. To minimum 0,5 mld zł miesięcznie. Już w pierwszych komentarzach firma sama sugerowała, że za rozkręceniem afery może stać konkurencja.

Pieniądze, jakie wchodzą w grę w takich biznesach, są tak duże, że rywalizacja bywa bezpardonowa. I dotyczy też redakcji. – Pracowaliśmy kiedyś z dziennikarką, której bardzo spodobał się nasz brief programowy i napisała bardzo dobry artykuł. Praca trwała długo, a tekst został skasowany na poziomie kierownictwa redakcji. Dlaczego? Bo to było pole obstawione przez konkurencyjną firmę tytoniową – opisuje nam sytuację jeden z lobbystów i speców od public affairs.

MISTRZOWIE I ZAŁATWIACZE

Sebastian Hejnowski uważa, że koleżeńskie relacje z mediami to dla specjalisty od public affairs wcale nie jedyna droga. – Nie nadużywam relacji osobistych i często do znajomych dziennikarzy wysyłam kolegów z pracy, żeby być pewnym, że temat podejmą merytorycznie, a nie ze względu na naszą relację – deklaruje.

CEC Group wręcz przekonuje mnie, że realizują kampanie, wysyłając informacje oficjalną drogą – na adresy e-mail redakcji i dziennikarzy, które widnieją na stronach redakcyjnych w internecie. Michał Koczalski wyjaśnia, że kontakty z mediami stanowią tylko niewielką część działań w ramach public affairs. „Orientujemy się, którzy dziennikarze zajmują się daną tematyką, którzy piszą np. o energetyce i nowych technologiach itp. Jeśli pojawia się interesujący dla nich temat dotyczący działań, które realizujemy, to piszemy do nich oficjalną drogą” – stwierdza Koczalski.

Jedna ze specjalistek od PR, działających też w public affairs, ciesząca się dobrą opinią, wręcz sztywnieje, gdy ją pytam, z iloma dziennikarzami jest na dobrej stopie i ma ich telefony w swojej komórce. Nabiera podejrzliwości.

Jednak część specjalistów nie widzi w tym nic złego. Łukasz Zając twierdzi, że na dobrej stopie jest z kilkunastoma żurnalistami. – To koledzy, a czasem nawet przyjaciele. Spotykamy się w czasie wolnym, mamy wspólne pasje.

Marcin Mycielski, zajmujący się public affairs głównie w Brukseli, a od kilku lat działający także w Polsce, nie ukrywa, że w większości mainstreamowych mediów zna jakichś dziennikarzy – choć większość poprzez WhatsApp, a jedynie część osobiście. Z niektórymi jest w bardzo dobrych relacjach – dziennikarze towarzyszą mu np. w wyjazdach z konwojami z pomocą humanitarną do Ukrainy. Mycielski przez dwa lata był korespondentem „Gazety Wyborczej” w Brukseli, więc z tego okresu ma kontakty w tej redakcji i z innymi korespondentami w stolicy Belgii. W mediach dla eurokratów, np. Politico, Euobserwer czy Euractive – ma po kilku znajomych. Najwięcej chyba zyskał w relacjach z ludźmi mediów, gdy prowadził kampanię public affairs dla Komitetu Obrony Demokracji – został pełnomocnikiem zarządu KOD ds. międzynarodowych.

Bo walka o praworządność w Polsce wymagała działań public affairs na polu międzynarodowym. To dzięki temu przedstawiciele KOD docierali z informacjami do najwyższych urzędników i instytucji w Unii Europejskiej, spotykali się z ich szefami, w tym z Donaldem Tuskiem, Fransem Timmermansem, czy szefami grup politycznych w Parlamencie Europejskim, przed którym przemawiali w Brukseli i Strasburgu. – Wszystkie nasze działania na rzecz praworządności musiały być medialnie nagłaśniane – mówi Mycielski. Pisał więc opinie, felietony o praworządności nie tylko dla Politico. Pomagał organizować demonstracje KOD w Brukseli, by zachodnie media, mówiąc o łamaniu praworządności w Polsce, miały do pokazania żywą demonstrację, a nie nudnych polityków, którzy wchodzą do budynku Rady Unii Europejskiej. Na Twitterze komentował sprawy istotne dla Polski. Dziennikarze z międzynarodowych mediów słali do niego prośby o komentarz.

– Dla nich było istotne, że jestem Polakiem, z KO, i mogę po angielsku opisać wydarzenia w Polsce – tłumaczy. W ten sposób pojawił się w BBC, Al-Dżazira, „The Guardian”, „Financial Times”, „The Economist”, „The Washington Post”. Część kontaktów zachował do dzisiaj.

Rafał Czechowski podkreśla, że w relacjach ludzi od public affairs z dziennikarzami kluczowe są dwa elementy – zaufanie i wzajemne zrozumienie. Łukasz Zając z kolei dzieli te relacje na trzy poziomy: mistrzowski – szanowanie interesów obu stron, zrozumienie; amatorski – gra na krótki dystans, strata relacji po osiągnięciu celu klienta; poza prawem – załatwiacze, z których część wywodzi się z polityki, znają bezpośrednio polityków i stosują subtelną korupcję, oferując im wyjazdy lub inne formy korzyści.

TEMAT NA CELOWNIKU

Większość naszych rozmówców twierdzi, iż ogromna część tematów w ogólnopolskich mediach jest suflowana przez działania public affairs.

Moi rozmówcy podają przedział między 60 a 80 proc. tematów. W dodatku im bogatsza branża, tym rzekomo większy udział tematów zleconych.

Dziennikarze będą podważać te dane, bo to by znaczyło, że mają wpływ na jedną piątą materiałów, które tworzą, i tematów, które podejmują. Codzienna praktyka w redakcjach temu przeczy. Ale tym, co powinno niepokoić, jest zgodne twierdzenie wszystkich moich rozmówców, że nie mają problemów, by swoich klientów umieścić w mediach w odpowiednim kontekście.

Choć nie zawsze to się udaje. Jeden z naszych rozmówców pamięta sytuację, gdy zadzwonił do redakcji branżowego pisma z prośbą, by ta nie pisała o problemach wizerunkowych szefa jednej z organizacji charytatywnych. Rozmowa trwała krótko, tekst powstał i był krytyczny, a rozmówcy nawiązali dobrą relację dopiero po latach, gdy połączyły ich działania społeczne i lepiej się poznali.

Według Łukasza Zająca „komponent public affairs” był w oczywisty sposób używany np. podczas tworzenia warunków do budowy elektrowni jądrowych, rozwiązań z Zielonego Ładu, działaniach organizacji prozwierzęcych czy przygotowaniu społeczeństwa do ograniczania ruchu samochodów w centrach miast.

O tym, że sporo działań public affairs dotyczy działań Ministerstwa Zdrowia, mówi mi dwoje rozmówców. – Minister Leszczyna jest słaba merytorycznie, dostała trudny odcinek i z pełną premedytacją różne branże chłoszczą ją publikacjami. To widać też po ich intensywności, przez pewien czas ministerstwo było non stop na celowniku. Gdy zdarzy się taka kumulacja medialnej niechęci, to w 90 proc. można zakładać, że nie jest to przypadek. Parafrazując powiedzenie klasyka: Jeśli ktoś ma newsa, to skądś go ma – mówi mi lobbysta i specjalista od public affairs.

Drugi podaje za przykład publikacje związane z refundacjami leków – też dzieło osób z tej branży.

Podobnie było z aferami wokół produkcji broni w Polsce. Na przykład akcja z Polską Amunicją – konsorcjum polskich firm, które miały podpisany kontrakt z rządem PiS na budowę fabryki amunicji. – Ujawnienie szczegółów tego kontraktu to spin przeprowadzony przez osoby z konkurencji w branży zbrojeniowej – wyjaśnia mi lobbysta.

Ekspertka od PR uważa, że działania public affairs stosowano nawet przy zmianie sentymentu społecznego wobec uchodźców z Ukrainy. Wymienia niektóre tematy suflowane przez ludzi od public affairs w tej kwestii i sugeruje, że za tymi działaniami stali dezinformatorzy oraz osoby robiące czarny PR Ukrainie na zlecenie Kremla.

ROZWIBROWAĆ CPK

Jedną z łatwo dostrzegalnych w ostatnim czasie kampanii public affairs miała być akcja „Tak dla CPK”. Rozpoczęła się dwa tygodnie po wyborach przegranych przez PiS. – Gołym okiem było widać. że jest tam działający aktyw, który poprzez plasowanie przekazów w mediach próbuje wpłynąć na decyzje w tym zakresie – uważa Rafał Czechowski z Imago.

Według kilku naszych rozmówców spece od public affairs działali na etapie „rozwibrowywania tematu” – do czasu, gdy sprawa osiągnęła wielkość kuli śnieżnej, tzn. powstała już oddolna, społeczna inicjatywa poparcia dla budowy lotniska. Na tym etapie wszedł też do gry twardy lobbing.

Co świadczy o tym, że ludzie od public affairs i lobbingu zajmowali się tym tematem? Specjalistka od PR-u mówi o „niezwykłych zasięgach”, jakie miał np. na platformie X lobbujący za CPK nikomu wcześniej nieznany Maciej Wilk. Konto na X założył na przełomie października i listopada 2023 roku, a to, co na nim publikował, było efektem pracy kilkuosobowego zespołu w agencji.

Sebastian Hejnowski zauważa całą gamę racjonalnych argumentów, jakie agencja, która prowadziła tę kampanię, przygotowała, by przekonać Polaków – a potem polityków rządzących – do kontynuowania budowy CPK. To m.in. argumenty o rozwoju LOT-u, przewozach cargo, argumentach militarnych. Stworzono też całą gamę analiz przygotowanych przez renomowane firmy konsultingowe. Ktoś te argumenty suflował, ktoś zatrudnił do tego jakąś firmę. – A ta zrobiła to dobrze, bo udało się jej zmienić sentyment w kwestii CPK.

CPK stało się zakładnikiem politycznym. Najpierw zdanie w jego sprawie zmieniła partia Razem. Potem, po badaniach, z których wynikało, że projekt popierają też wyborcy Polska 2050, podobną woltę uczynił marszałek Szymon Hołownia. Aż wreszcie Donald Tusk ogłosił, że wyda kolejne miliony na CPK.

CPK ma kosztować ponad 65 mld zł. W zarządzie Stowarzyszenia Tak dla CPK zasiadają byli menedżerowie tzw. dobrej zmiany, którzy zrobili karierę za czasów PiS, oraz ludzie związani z firmami, które mają na tej budowie zarobić. Projekt ustawy, pod którą zebrano ponad 100 tys. podpisów, nazywają… obywatelskim.

CISZA

Bartłomiej Rajchert z Grupy Doradztwa Strategicznego chwali się kampanią w sytuacji kryzysowej, w której kluczową rolę odegrały instrumenty public affairs. Chodziło o zatrzymany VAT i firmę, która z kilkuset milionów przychodu rocznie nagle stanęła na krawędzi bankructwa. – Ludzie, którzy byli niewinni, padli ofiarą opresyjnego działania państwa i stali przed perspektywą, że obronią się w sądzie, ale może za 10–15 lat, gdy nie będzie już czego zbierać – relacjonuje.

W dniu startu kampanii dosłownie nikt o temacie nie pisał, a gdy po roku kończyli z pełnym sukcesem – skarbówka wycofała się z zarzutów i bez wyroków zwróciła pieniądze z odsetkami – agencja miała wielokrotne publikacje okładkowe w „Pulsie Biznesu”, „Rzeczpospolitej” i „DGP”. Dostali za tę kampanię branżowe wyróżnienie.

Takimi kampaniami branża public affairs lubi się chwalić. Ale – jak podkreśla Hanna Waśko – public affairs woli ciszę. Bardzo niewielu chce mówić o swoich działaniach, dokonaniach, nie tylko ze względu na restrykcyjne zapisy w umowach z klientami.

Jak bardzo restrykcyjne? SEC Newgate prowadził kampanię broniącą wolnych mediów, a dokładnie TVN, przed wdrożeniem lex TVN. Budowali argumentację do obrony stacji, uświadamiali, co się stanie, jeśli w Polsce nie będzie wolnych mediów. Bardzo duży nacisk położono na działania w USA. – Szybko zrozumieliśmy, że jeśli Ameryka ma nas obronić, to musi tego chcieć. Budowaliśmy więc świadomość tego, co się dzieje w Polsce, rozmawiając z senatorami z kongresu USA – wyjawia Hejnowski.

By to osiągnąć, zatrudniali ludzi od public affairs i lobbingu w USA. Powstała strona internetowa, która miała uświadamiać Polonii amerykańskiej, jakie konsekwencje będzie niosło lex TVN. O sprawie informowały na świecie m.in. „The New York Times”, „The Washington Post”, „Le Figaro”, a także wypowiadali się przedstawiciele departamentu stanu USA i Komisji Europejskiej. W Polsce było wiele demonstracji, wieców, a 2,5 mln ludzi podpisało apel w obronie TVN. – Taki głos ciężko politykom zignorować – tłumaczy Hejnowski.

Kampania SEC Newgate otrzymała nagrody w dwóch kategoriach międzynarodowego konkursu ICCO Global Awards. Pytamy Hejnowskiego, ile osób przy niej pracowało – toczyła się w końcu w Polsce i USA, być może też w Brukseli? – W życiu nie powiem! – ucina. Za sukces uznaje to, że klient zgodził się w ogóle zgłosić tę kampanię do konkursu w Londynie.

***

Ten tekst Krzysztofa Boczka pochodzi z magazynu Press  wydanie nr 1-2/2025. Teraz udostępniliśmy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników.

„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.

Czytaj też: Nowy "Press": Haszczyński, konsekwentna Zetka, wspomnienia o Tymie i Pytlakowskim

Press

Krzysztof Boczek

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.