Temat: internet

Dział: INTERNET

Dodano: Kwiecień 05, 2025

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Padli na kolana. Zamknięcie programu fact-checkingu w USA odbije się na całym świecie

Właściciele firm technologicznych: Mark Zuckerberg, Jeff Bezos i Elon Musk zasłużyli na śledzenie z bliska inauguracji prezydenckiej Donalda Trumpa (fot. Julia Demaree Nikhinson/POOL/EPA/PAP)

Decyzja o zamknięciu programu fact-checkingu w USA może wywołać efekt mrożący na całym świecie.

Wielka trójca amerykańskich przedsiębiorców – Mark Zuckerberg, Elon Musk i Jeff Bezos – podczas inauguracji prezydenckiej zajęła honorowe miejsca. Siedzieli tuż za rodziną Donalda Trumpa, a przed nominatami do jego gabinetu. Właściciele firm technologicznych zasłużyli na śledzenie ceremonii z bliska, podczas gdy nawet republikańscy gubernatorzy – Greg Abbott z Teksasu czy Ron DeSantis z Florydy – zostali upchnięci obok sali głównej, w pobliskim Emancipation Hall. Rotunda Kapitolu ich nie pomieściła.

Wielka trójca przysłużyła się Trumpowi. Musk wpompował w jego kampanię prezydencką ponad 250 mln dol., Jeff Bezos powstrzymał swój dziennik „The Washington Post” przed poparciem kandydatury Kamali Harris, a Mark Zuckerberg ostatnio został zadeklarowanym wojownikiem o wolność słowa.

Szef Mety dokładnie trzynaście dni przed objęciem władzy przez Trumpa dokonał regulacyjnej rewolucji. Ogłosił zamknięcie w USA zewnętrznego programu weryfikowania treści na należących do niego platformach – Facebooku, Instagramie i Threads.

Walką z dezinformacją, którą do tej pory prowadziły współpracujące z Metą organizacje factcheckingowe, zajmą się teraz sami użytkownicy serwisów. Ma to działać podobnie jak na platformie X, gdzie internauci dodają adnotacje do treści (tzw. notatki społeczności), które ich zdaniem mogą wprowadzać w błąd.

Zuckerberg wzorem Muska zarządził także poluzowanie zasad publikacji treści na polaryzujące Amerykanów tematy, jak np. imigracja czy prawa osób LGBT. Odkręcił też m.in. politykę ograniczania widoczności treści politycznych na platformach i nakazał przenosiny do Teksasu pracowników zajmujących się moderacją. Tłumaczył, że transfer ma pomóc w budowaniu zaufania do zespołu, w Teksasie istnieje bowiem „mniejsze ryzyko stronniczości”. W końcu to stan postrzegany przez amerykańską prawicę jako schronienie przed kalifornijskim liberalizmem.

Zuckerberg podczas pięciominutowego nagrania, w którym ogłosił zmiany na platformie, wypalił, że moderacja treści zaczęła prowadzić do cenzury. Fact-checkerzy, a szczególnie ci w Stanach Zjednoczonych, nie są zaś obiektywni politycznie i podkopują zaufanie do jego platform. „Zbyt dużo nieszkodliwych treści podlegało cenzurze i zbyt wielu ludzi niesłusznie lądowało w facebookowym więzieniu” – pisała z kolei Meta w osobnym oświadczeniu, ponad osiem lat po tym, jak wzięła się do poskromienia hulającej na Facebooku dezinformacji i ogłosiła współpracę z organizacjami fact-checkingowymi. To wtedy, przed amerykańskimi wyborami prezydenckimi w 2016 roku, w social mediach krążyły fake newsy sugerujące na przykład, że rywalka Trumpa – Hillary Clinton – jest morderczynią, a kandydaturę Republikanina popiera sam papież.

NOWE PORZĄDKI

„To pełne padnięcie na kolana przed Trumpem” – tak styczniowe nagranie Zuckerberga, obwieszczające zmiany w moderacji treści, podsumowała cytowana przez „The Guardian” Nina Jankowicz, była urzędniczka ds. dezinformacji w amerykańskim rządzie.

Z kolei dziennik „The Wall Street Journal” ocenił, że Zuckerberg swoim ruchem chciał poprawić relacje z republikanami, którzy mają teraz większość w obu izbach Kongresu i odegrają kluczową rolę w kształtowaniu przepisów dotyczących big techów.

Reporterka polityczna „Rolling Stone” Nikki McCann Ramírez obwieściła bez ogródek, że miliarderzy z Doliny Krzemowej, w tym Zuckerberg, szukają sposobów, by „pocałować Donalda Trumpa w tyłek”.

W przypadku szefa Mety decyzja o wygaszeniu programu fact-checkingu w USA była zwieńczeniem przygotowywania firmy do rządów Trumpa. Najpierw zjadł kolację z prezydentem elektem we florydzkiej rezydencji Mar-a-Lago i odpalił na organizację jego uroczystości inauguracyjnych milion dolarów, a potem awansował na szefa działu global affairs Joela Kaplana. To wieloletni lobbysta Mety, znany z dobrych układów z republikanami. Jak twierdzi „The Guardian”, właśnie Kaplan miał przed laty nakłonić Zuckerberga, by rozpoczął współpracę z Check Your Fact, serwisem fact-checkingowym należącym do prawicowego portalu Daily Caller. Ruch ten miał uspokoić republikanów niezadowolonych z tego, że za weryfikację treści w Stanach Zjednoczonych odpowiadały wyłącznie mainstreamowe redakcje. Pierwszym zadaniem Kaplana na nowym stanowisku szefa global affairs było przeprowadzenie firmy przez burzliwy czas po ogłoszeniu decyzji o zmianach w moderacji treści. W wywiadzie dla Fox News 7 stycznia Kaplan oskarżył administrację Bidena o naciski na amerykańskie firmy, by cenzurowały treści, co z kolei według niego zachęca do podobnych działań rządy obcych państw. „Razem z prezydentem Trumpem będziemy walczyć z tym procederem na całym świecie” – zapowiedział Kaplan na antenie Fox News. Wątek ten poruszył także we wspomnianym pięciominutowym nagraniu Zuckerberg. Szef Mety oskarżył w nim o cenzurę kraje Ameryki Łacińskiej, a także Unię Europejską, której dyrektywy rzekomo szkodzą wolności słowa i innowacjom w sektorze technologicznym. Do tego zarzutu natychmiast odniosła się Komisja Europejska, podkreślając, że akt o usługach cyfrowych (DSA), mający na celu walkę z dezinformacją, nie wymaga od platform usuwania legalnych treści, tylko tych szkodliwych, np. dla europejskich demokracji. Komisja zasygnalizowała też, że gdyby Mecie przyszło do głowy, by także w Europie opierać fact-checking na programie notatek społeczności, musiałaby najpierw dokonać oceny ryzyka i sporządzić na ten temat raport.

Marcel Kiełtyka, członek zarządu i dyrektor ds. komunikacji i PR w stowarzyszeniu Demagog, ocenia, że potencjalna rezygnacja z programu fact-checkingowego w innych krajach, w tym w Polsce, może oznaczać zwiększenie skali dezinformacji w przestrzeni publicznej, szczególnie w kluczowych momentach, takich jak wybory. – W Europie grozi to nasiloną działalnością prorosyjskiej propagandy i kampanii dezinformacyjnych wymierzonych w integralność demokratycznych procesów – zaznacza Kietyka.

Zuckerberg, szykując się na rządy Donalda Trumpa, wpuścił do Mety także jego bliskiego sojusznika. Nowym członkiem zarządu koncernu na początku stycznia został Dana White, szef UFC, amerykańskiej organizacji mieszanych sztuk walki, który pomagał Trumpowi w kampanii prezydenckiej. Oficjalnie White jako członek zarządu ma wesprzeć Metę w stawianiu czoła wyzwaniom związanym z AI, w rzeczywistości chodzi jednak o wkupienie się w łaski nowego prezydenta USA.

PREZENT DLA TRUMPA

Mark Zuckerberg, podobnie jak Jeff Bezos, który zablokował poparcie dla Kamali Harris przez należący do niego „The Washington Post”, jeszcze przed wyborami wolał nie zadzierać z Trumpem. Tym bardziej, że ten na łamach książki „Save America”, która miała premierę we wrześniu 2024 roku, oskarżył Zuckerberga o spiskowanie przeciwko niemu podczas wyborów w 2020 roku i zagroził więzieniem, jeśli to się powtórzy. Zuckerberg jeszcze przed premierą książki wykonał ruch postrzegany jako przygotowywanie się do ewentualnej zmiany układu sił w Waszyngtonie. Szef Mety wysłał list do komisji sprawiedliwości Izby Reprezentantów, biorącej pod lupę politykę moderacji treści w amerykańskich mediach społecznościowych. W swoim oświadczeniu oskarżył administrację Bidena o to, że w czasie pandemii naciskała na Metę, by ta cenzurowała treści na temat COVID-19. Robiąc kolejny ukłon w stronę republikanów i Trumpa, oświadczył też, że przed wyborami prezydenckimi w 2020 roku Meta popełniła błąd, ograniczając na Facebooku widoczność sensacyjnej publikacji „New York Post”, sugerującej, że Joe Biden jako wiceprezydent USA angażował się w działalność biznesową swojego syna Huntera w Ukrainie.

Wreszcie, w swym oświadczeniu Zuckerberg zapewnił, że nie przeznaczy już ani dolara na granty wspierające lokale wyborcze – chodzi m.in. o środki na szkolenie pracowników czy zakup nowych maszyn do liczenia głosów. Gdy w 2020 roku przekazał na ten cel ponad 400 mln dol., amerykańska prawica ukuła teorię spiskową, jakoby darowizna w rzeczywistości zasiliła kampanię Joe Bidena. Krążące w mediach społecznościowych kłamstwa na temat Zuckerberga weryfikowali wtedy m.in. fact-checkerzy z agencji Associated Press.

***

To tylko fragment tekstu Marty Zdzieborskiej. Pochodzi on z najnowszego numeru „Press”. Przeczytaj go w całości w magazynie.

„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.

Czytaj też: Nowy "Press": Haszczyński, konsekwentna Zetka, wspomnienia o Tymie i Pytlakowskim

Press

Marta Zdzieborska

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.