Znikają małe sklepy tworzące lokalne sieci kolportażu gazet. "Jest coraz trudniej"
Zamykanie małych sklepów ogranicza sieć dystrybucji lokalnym wydawcom (fot. PAR)
Według wywiadowni gospodarczej Dun & Bradstreet w Polsce w 2024 roku zamknięto 2 tys. sklepów, a kolejne 9,1 tys. zawiesiło działalność. Małe sklepy to naturalny partner kolportażu dla wydawców lokalnych.
Lokalni wydawcy przyznają, że z kurczącą się siecią sprzedaży muszą walczyć od lat. Pod koniec roku swój ostatni kiosk zlikwidował Ruch, który już wcześniej, w maju 2024 roku, przestał kolportować prasę. W Polsce z sieci, która jeszcze w latach 70. liczyła ponad 30 tys. obiektów, pozostało raptem 60 punktów, przejętych przez dawnych ajentów.
Andrzej Andrysiak: "Trend utrzymujący się od lat"
Lokalni wydawcy od lat tworzyli własne sieci sprzedaży, opierając się na współpracy z małymi lokalnymi sklepami. O ile w kioskach Ruchu sprzedawali od 40 do 60 proc. swojego nakładu, o tyle pozostała część trafiała do wiejskich i podmiejskich sklepów. Te jednak są wypierane z rynku przez większe sieci.
Czytaj też: Pół roku zmian w Polska Press. Mniej dyrektorów i prezesów, więcej informacji
– Likwidacja małych sklepów to trend utrzymujący się od lat – mówi Andrzej Andrysiak, prezes Stowarzyszenia Gazet Lokalnych i wydawca "Gazety Radomszczańskiej". – Owszem, lokalni wydawcy tworzą w oparciu o takie sklepy własne sieci dystrybucji, ale jest coraz trudniej. Bardziej uderzyło w nas chyba ujednolicenie kolportażu na lokalnych pocztach. Kiedyś każdy mógł się umówić na określony nadział, teraz zajmuje się tym Garmond.
– To prawda, ratuje nas tylko własna sieć kolportażu. Dla nas liczy się każdy czytelnik, więc nasz kolporter, jadąc do najmniejszego wiejskiego sklepiku po prostu zostawia gazetę w każdym domu, który zadeklarował zakup – mówi Marta Ringart-Orłowska, wydawca "Kuriera Gmin" w powiecie wołowskim. – O dziwo całkiem niezłą sprzedaż mamy w sieci Dino, która coraz chętniej wchodzi na tereny wiejskie – dodaje.
Andrzej Andrysiak komentuje: – Dla większych sieci sklepów sprzedaż lokalnych tygodników to problem. To asortyment, który jest wymieniany co tydzień. Nie poleży na półce miesiąc jak majonez.
"Poranna bułka i gazeta"
Z budową własnej sieci kolportażu zderzył się Maciej Kołodziejczyk, prezes wydawnictwa Życie Bytomskie. Udało mu się nawiązać współpracę z siecią lokalnych piekarń, w których ten tytuł jest jedyną sprzedawaną gazetą.
Czytaj też: Repropol zaczyna rozmowy z big techami w sprawie zapłaty za treści
– Poranna bułka i gazeta to naturalne rozwiązanie, a piekarze nie mają problemu z częstym wymienianiem asortymentu na półkach – mówi Kołodziejczyk. Przyznaje, że rozbudowa sieci sprzedaży własnej na śląskim rynku nie jest łatwa. – Ze względu na koszty dystrybucji wolelibyśmy pracować z sieciówkami. Dostarczam gazety w jedno miejsce i nadziały jadą na punkty sprzedaży. Gdybyśmy chcieli wyszukiwać pojedyncze sklepy, pewnie by się udało, ale rozwożenie tygodnika własnym transportem mocno podniosłoby nam koszty – opowiada.
Nie znaczy to, że rynek w Bytomiu i Radzionkowie, gdzie dociera jego tygodnik, jest zamknięty. – Niedawno zadzwonił do mnie właściciel małego sklepu, który chce sprzedawać nasz tygodnik. Musimy o tym pomyśleć – mówi Kołodziejczyk.
Czytaj też: Mija 35 lat od uruchomienia RMF FM. Stacja przygotowała specjalne atrakcje
(PAR, 15.01.2025)