Niezdarna praca zdalna. Dojazdy do redakcji to dziś powód do zwolnienia się
Firmy medialne stosują rozmaite taktyki ściągania pracowników z domów do redakcji. Rzadko odbywa się to bezproblemowo (fot. Andrzej Grygiel/PAP)
Dojazdy do redakcji to dziś dla wielu pracowników strata czasu i powód do zwolnienia się. Mimo to media wzywają do biur.
Najpierw było po dobroci. Dziennikarze i redaktorzy Ringier Axel Springer Polska z „Faktu”, „Newsweek Polska”, Onetu, „Forbes Polska” czy Business Insider latem 2022 roku dostawali korporacyjne e-maile, w których zarząd i dział HR zapraszali ich, żeby wpadli do siedziby firmy. Kuszono nie lada atrakcjami. Były przekąski i smaczne owoce, a z kranów w kuchni, po wybraniu odpowiedniej opcji, leciała woda gazowana. Można było sobie też zrobić profesjonalną sesję zdjęciową, przygrywał nawet didżej.
– Przyszło nawet trochę ludzi, ale bardziej dla rozrywki i wymienienia plotek niż pracy – wspomina jeden z dziennikarzy RASP. – Następnego dnia w redakcjach znów byli tylko nieliczni, mimo że kusili nas, czym tylko mogli, nawet miejscami parkingowymi, które przed przyjściem do pracy można było sobie zarezerwować przez internet z jednodniowym wyprzedzeniem. A to w warszawskim Mordorze poważny benefit – dodaje z ironią pracownik RASP, który teraz przez trzy dni w tygodniu może pracować z domu.
Pandemia COVID-19 i raz zaostrzane, raz luzowane lockdowny, sprawiły, że co dla większości dziennikarzy i ich szefów wcześniej wydawało się niemożliwe, stało się najpierw konieczną codziennością, potem normalnością, a po upływie roku niektórzy zaczęli pracę zdalną z domu uważać za swoje niezbywalne prawo.
Gdy szefowie zaczęli ogłaszać powroty do pracy w siedzibach firm, doszło do protestów, niekiedy graniczących z buntami.
Firmy medialne stosują rozmaite taktyki ściągania pracowników z domów do redakcji. Rzadko odbywa się to bezproblemowo. Prawie nikt nie chce się na ten drażliwy temat wypowiadać pod nazwiskiem. Szefowie boją się podpaść podwładnym, a ci drudzy – szefom.
NADAWANIE STACJONARNE
Tadeusz Sołtys, prezes RMF FM, wiosną 2020 roku w szczycie pandemii przed wyjściem z pracy przy Kopcu Kościuszki w Krakowie po godz. 18 zajrzał do newsroomu. – Siedziała tam tylko jedna osoba, serwisant – opowiada Sołtys. – Poszedłem jeszcze do innej części naszego budynku, gdzie znajduje się pomieszczenie do realizacji programu. Tam też siedział tylko jeden człowiek, realizator. Wyszedłem ze stacji i uświadomiłem sobie: cholera, w największej rozgłośni radiowej przed chwilą były trzy osoby, a teraz zostały tylko dwie. Przecież do niedawna taka sytuacja była nie do wyobrażenia – wspomina prezes RMF FM.
Program jednak był nadawany, a słuchacze nawet się nie zorientowali, że słuchają radia, w którego siedzibie panuje niemal absolutna cisza. Prezenterzy prowadzili programy ze swoich domów, dziennikarze przygotowywali materiały do serwisów informacyjnych i do internetu w domowych pieleszach, w taki sam sposób pracowali realizatorzy.
W innych stacjach było podobnie. Jednak, gdy lockdown został poluzowany, na Kopcu szybko zrobiło się gwarno. – Nie było żadnego oficjalnego komunikatu, że mamy wracać do firmy – wspomina dziennikarka informacyjna RMF FM. – Najpierw pojawili się prowadzący programy i realizatorzy. Sami z siebie bez przymusu zaczęli przychodzić też dziennikarze przygotowujący newsy i materiały na stronę internetową. Znów naturalne się stało, że pracujemy w siedzibie radia. Ja nie mam tym problemu – dodaje.
Prezes rozgłośni nie ukrywa zadowolenia z tego, że nie musiał na siłę ściągać swoich ludzi z domów. On sam nie wyobraża sobie pracy zdalnej na dłuższą metę. – Nie polubiłem tych spotkań redakcyjnych na komunikatorach internetowych. To nie jest normalny sposób kontaktu ludzi, którzy mają się rozumieć i tworzyć zgrany zespół. W redakcji się rozmawia, ktoś rzuci, nawet żartem, jakiś pomysł, ktoś inny go podchwyci i zrobi z niego dobry temat. Gdy wszyscy siedzą oddzielnie, tego brakuje. Poza tym podczas zebrań na komunikatorach często coś się zawieszało, więc ktoś czegoś nie dosłyszał – opowiada Tadeusz Sołtys.
Śladem po pandemii w newsroomie RMF FM jest to, że dyżurni, którzy zaczynają pracę najwcześniej, czyli o 5 rano, i najpóźniej ją kończą – o godz. 24 – mogą pracować z domów. Ludzie to zaakceptowali. – Jednym z argumentów za pracą stacjonarną był fakt, że pojawiło się u nas sporo nowych osób i trudno, żeby wdrażały się do pracy i integrowały z zespołem zdalnie – wskazuje dziennikarka RMF FM.
– Nie dostawałem zdecydowanych sygnałów, że komuś nie odpowiadał ten system pracy – zapewnia Tadeusz Sołtys. – Nasz szybki powrót do normalnej pracy wynika chyba po prostu ze specyfiki radia – dodaje.
Do w pełni stacjonarnej pracy powróciła już większość rozgłośni radiowych i stacji telewizyjnych.
– Ludzie odpowiadający za anteny i za program na żywo od dawna pracują już stacjonarnie. To jest zrozumiałe i nikt z tym nie dyskutował – mówi dziennikarka TVN.
W Telewizji Polskiej i Polskim Radiu nowe zespoły, które się tam pojawiły po zmianie władzy, musiały się poznać i trudno byłoby im się zgrywać przez komunikatory internetowe.
Podobnie jest w należących do Agory radiu Tok FM i Radiu Zet. – Wydawcy informacji i realizatorzy pracują ze studia, a prowadzący i wydawcy podczas programu również stacjonarnie. W czasie przygotowań mogą wykonywać swoje obowiązki zdalnie, reporterzy pracują w większości w terenie, co wynika z charakteru ich zajęcia, a w zależności od preferencji oczywiście mogą też pracować stacjonarnie. W kwietniu ubiegłego roku te założenia zostały potwierdzone. To w zasadzie taki sam model pracy, jak ten, który obowiązywał przed pandemią – tłumaczy Aleksandra Kubrak, PR menedżerka w Agorze.
INTEGRACJA W INTERNETACH NADAWCÓW
Do pracy zdalnej bardziej przyzwyczaili się i przywiązali dziennikarze zatrudnieni w prasie oraz serwisach internetowych, nawet gdy są to serwisy rozgłośni radiowych czy telewizji. Chociaż też nie wszyscy. – W TVN24.pl wydawcy strony głównej pracowali w redakcji, nawet ci, którzy rozpoczynają o piątej rano – mówi była już wydawczyni TVN24.pl.
Wczesnym latem 2022 roku w TVN24.pl dziennikarze i redaktorzy wypełniali anonimową ankietę z pytaniem, czy wolą pracę hybrydową (kilka dni w redakcji i kilka w domu), czy w całości wykonywaną w redakcji. – Z rozmów z ludźmi wiem, że 90 procent zespołu wybrało pracę hybrydową. Potem nam zakomunikowano, że trzy dni w tygodniu mamy pracować w biurze, a dwa możemy zostać w domach – mówi redaktorka TVN24.pl.
Znaczna większość dziennikarzy redaktorów TVN24.pl przyjęła nowe zasady pracy bez entuzjazmu. Między sobą narzekali, że najpierw pandemia przewróciła ich życie do góry nogami, ale przystosowali się do nowej rzeczywistości, a nawet zdążyli się do niej przyzwyczaić, a teraz znów muszą zmieniać organizację swojego życia codziennego. – Większość osób nie była zadowolona z tego, że trzeba przyjeżdżać, nawet tylko trzy dni w tygodniu. Jednak nie wszyscy reagowali negatywnie, kilkanaście osób, które w portalu są w mniejszości, woli pracować w redakcji – relacjonuje redaktorka jednego z serwisów TVN24.pl.
Obawy rozwiała prozaiczność dnia codziennego. – Wydawcy serwisu, który muszą współpracować też z anteną, raczej pracują w redakcji i nikt się temu nie dziwi, bo to naturalne. Jednak wielu szeregowych dziennikarzy zostaje w domach. Nikt za bardzo nie pilnuje tego, ile dni przepracowują w domu, a ile w redakcji – mówi redaktorka.
Gdy na przełomie 2023 i 2024 roku, po zmianie władzy w TVP, nowi szefowie zatrudniali nowe zespoły, w redakcji TVP Info było jasne, że wszyscy pracują w redakcji. I tak pozostało. – W redakcji TVP Info pracujemy na co dzień w biurze. Sytuacja redakcji jest specyficzna, zespół w ciągu ostatnich miesięcy był tworzony od podstaw. Budowanie skutecznego zespołu z nowych osób wymaga integracji, trudno ją osiągnąć zdalnie. Oczywiście pracujemy na narzędziach pozwalających na pracę zdalną, jest ona jednak wykonywana tylko wyjątkowo – tłumaczy Andrzej Jaszczyszyn, kierownik redakcji mediów interaktywnych w Telewizyjnej Agencji Informacyjnej.
Zespół działającego na YouTubie od 1 lutego 2024 roku Kanału Zero też musiał się poznawać i docierać w biegu. Założyciel platformy nie wprowadził jednak ostrych zasad dotyczących tego kto, kiedy i gdzie ma pracować. – O 10 jest kolegium. Można nie przychodzić, tylko wcześniej trzeba o tym poinformować. Lepiej jednak być, bo ostatnio jest nacisk, żeby szybko reagować na bieżące wydarzenia. Jednak nikt tu nie rozlicza z tego, jak długo się siedzi w biurze. Najważniejsze, żeby robota była wykonana – mówi osoba pracująca w Kanale Zero.
STRACH MIAŁ WIELKIE OCZY
W mediach należących do Wirtualnej Polski, w tym portalu WP.pl, ściąganie ludzi z domów rozpoczęło się pod koniec 2023 roku. Pracownicy dostali wtedy e-mail, w którym poinformowano ich, że od września mają przychodzić do siedziby firmy minimum trzy razy w tygodniu. Zarząd spółki Wirtualna Polska Media uzasadniał tę decyzję „powodami biznesowymi” i „efektywniejszą współpracą”.
Zarząd ograniczył przy tym wybór dni spędzanych w redakcji i w domu. – W poniedziałki i wtorki mamy pracować w firmie – uściśla dziennikarz WP.pl.
Od czasów pandemii zasady pracy w WP.pl nie były sformalizowane. Redaktorzy i dziennikarze mogli pracować, jak chcieli. I mieli nadzieję, że tak już pozostanie. – Dojazd do warszawskiej siedziby Wirtualnej Polski przy ulicy Żwirki i Wigury jest utrudniony, często są tam korki. Znalezienie wolnego miejsca parkingowego graniczy z cudem. Niby obowiązuje system losowania tych miejsc, ale jeżeli ktoś rozpoczyna dyżur o szóstej rano, to trudno, żeby się zastanawiał, czy uda mu się wylosować miejsce – mówi dziennikarz WP.pl.
Szybko okazało się, że w Wirtualnej Polsce, podobnie jak w wielu innych redakcjach, strach przed nowymi zasadami pracy miał duże oczy. – Tak naprawdę nikt tego nie weryfikuje. Wystarczy od czasu do czasu pokazywać się w firmie i nikt się nie czepia. Tym bardziej że dziennikarze zawsze mogą się wytłumaczyć tym, że zbierali informacje lub spotykali się z kimś na zewnątrz, więc do firmy już nie zdążyli przyjść – opowiada dziennikarz.
Systemowi podziału pracy na stacjonarną i zdalną nie podlegają też korespondenci WP.pl w regionach. – W moim mieście siedzibę mają serwisy komercyjne Wirtualnej Polski. Zawsze mogę tam przyjść i czasami to robię, ale pracuję głównie zdalnie – opowiada regionalny korespondent WP.pl.
Niedawno Wirtualna Polska zlikwidowała możliwość pracy zdalnej menedżerom. – Od 1 lipca weszła u nas zmiana obejmująca menedżerów Wirtualna Polska Media. Zarząd spółki zdecydował o powrocie do pracy w pełni stacjonarnej od tego dnia wszystkich menedżerów – mają przychodzić do biura pięć razy w tygodniu. Pozostali pracownicy WP nadal mogą korzystać z modelu pracy hybrydowej, zakładającego możliwość pracy trzy dni w biurze i dwa zdalnie. Dalsze modyfikacje nie są obecnie planowane – przekazuje Agata Chaber z biura prasowego WP.
W konkurencyjnym wobec WP.pl portalu horyzontalnym Gazeta.pl w sprawie miejsca pracy trzeba się dogadać z szefami redakcji. – W okresie pandemii zespół Gazeta.pl szybko przestawił się na system pracy zdalnej, a po zmniejszeniu obostrzeń – hybrydowej. Gdy tylko było można, do biura na stałe powróciły osoby, których praca wymaga bycia na miejscu, np. operatorzy kamer. Pozostali pracownicy mogą w porozumieniu ze swoimi przełożonymi elastycznie wybierać model pracy, jaki jest dla nich najbardziej efektywny – przekazuje Aleksandra Kubrak z biura prasowego Agory, do której należy Gazeta.pl.
W BAUERZE ZAPACHNIAŁO PROTESTEM
Siedziba Wydawnictwa Bauer mieści się na dalekim warszawskim Grochowie. – Są tam open space’y, które nie gwarantują dobrych warunków do pracy, a w okolicy nie ma normalnej stołówki, gdzie można by zjeść posiłek – skarży się jedna z redaktorek.
Gdy ponad rok temu zarząd Wydawnictwa Bauer, należącego do tego samego holdingu, co RMF FM – Bauer Media Group, ogłosił powrót do częściowej pracy stacjonarnej, w redakcjach zapachniało protestem. Mimo tego, że powrót ten miał się odbywać na miękko. Ogłoszono, że zatrudnieni w wydawnictwie oraz agencji fotograficznej i informacyjnej AKPA połowę wymiaru czasu pracy mają działać zdalnie, a połowę z biura.
– Ściąganie ludzi na siłę do siedziby firmy jest kompletnie bez sensu – mówiła wtedy Anita Zuchora, redaktorka serwisu Pani.pl i członkini prezydium związkowego w Bauer Media Polska, która dodawała, że zarząd Wydawnictwa Bauer nie chciał nawet rozmawiać ze związkami zawodowymi o tej sprawie. – Nie rozumiemy, skąd u zarządu taka determinacja, żeby jak najwięcej osób pracowało stacjonarnie. Wydawało się, że podczas pandemii wszyscy się przekonali, że praca zdalna się sprawdza i wszystkie zadania można wykonywać bez fizycznej obecności w siedzibie firmy – mówiła we wrześniu 2023 roku Zuchora.
– W czerwcu 2023 roku zawarliśmy porozumienie ze związkiem zawodowym działającym w Wydawnictwie i Akpie, regulujące zasady pracy zdalnej w obu firmach – informuje Maciej Brzozowski, dyrektor PR Grupy Bauer w Polsce. – Porozumienie to weszło w życie 1 sierpnia 2023 roku. Obowiązek uregulowania zasad pracy zdalnej wynika ze zmienionych przepisów Kodeksu pracy. Wspomniany dokument ujednolica wymiar czasu pracy w biurze i poza nim tak, że większość pracowników pracuje w trybie 50 na 50. Połowę czasu pracy w ciągu tygodnia spędzają w domu, a połowę w redakcjach. Od tej ogólnej zasady przewidziane są, tak jak dotychczas, wyjątki związane z konkretnymi działami i stanowiskami. W niektórych przypadkach, zgodnie z regulacjami prawnymi, możliwe są indywidualne ustalenia, zaakceptowane przez przełożonych – tłumaczy Brzozowski.
Zarząd Bauera chcąc iść na rękę pracownikom, zostawił im furtkę do pracy zdalnej przez pięć dni w tygodniu. Chętni do skorzystania z tej możliwości muszą ją jednak wynegocjować z przełożonymi i dostarczyć im np. zaświadczenie lekarskie, że praca zdalna jest im potrzebna ze względów zdrowotnych. Jeżeli przełożony wyda decyzję pozytywną, obowiązuje ona tylko przez trzy miesiące i po tym czasie trzeba ją odnawiać. Ponad rok temu podziałało to na zespoły w Bauerze jak płachta na byka. Ludzie obawiali się, że będą musieli żebrać u lekarzy o wydanie zaświadczeń.
Po roku dziennikarze i redaktorzy Wydawnictwa Bauer – jak mówią – nauczyli się żyć z nowymi zasadami, bo w praktyce wszystko się dotarło. – Praca zdalna poprawia jakość życia i pomaga zaoszczędzić dużo czasu na dojazdach do firmy – podkreśla redaktorka z miesięcznika „Pani”. – Porozumiałam się z moją lekarką rodzinną, która wystawia mi zaświadczenia z powodu choroby kręgosłupa, której nabawiłam się w pracy, od razu na pół roku, więc nie muszę ich dowozić co trzy miesiące. Czasami wpadam do firmy i jest tam raczej pusto, bo ludzie pracują w domach. Inna sprawa, że w praktyce nikt z zegarkiem w ręku nie pilnuje, ile czasu pracuje się w firmie, a ile w domu – podkreśla. I dodaje, że niektóre zmiany w organizacji pracy, jakie zaszły w czasie pandemii, są nieodwracalne. – Pracując w domu, oszczędzam codziennie dwie godziny na dojazdy, które mogę przeznaczyć na jazdę na rowerze, spotkania ze znajomymi czy po prostu odpocząć. Nie bez znaczenia jest też to, że dzięki pracy zdalnej pracownicy rzadziej kontaktują się ze swoimi przełożonymi, a to powoduje, że jest mniej konfliktów. Jako redakcja jesteśmy cały czas w kontakcie ze sobą. Trzy razy w tygodniu, w poniedziałki, środy i piątki, mamy półgodzinne kolegia online, na których omawiamy bieżącą pracę. Każdy wie, na jakim etapie wykonywania zadań jest każdy z nas. Oprócz tego raz w miesiącu spotykamy się w siedzibie wydawnictwa. Mimo że większość osób nadal pracuje zdalnie, wszystko działa – podkreśla Zuchora.
SKRAJNOŚCI W REDAKCJACH DZIENNIKÓW
Redakcje dzienników przyjmują w niektórych przypadkach nawet skrajnie różne rozwiązania. W „Rzeczpospolitej” wszystko wygląda już mniej więcej jak przed pandemią. – Pracujemy w normalnym rytmie. Redaktorzy zwykle w redakcji, dziennikarze nie muszą w niej bywać, poza tymi, którzy robią multimedia – zaznacza Bogusław Chrabota, redaktor naczelny „Rz”. Dodaje: – Pandemia rozluźniła rygory obecności w redakcji, ale generalnie trzon zespołu pracuje w biurach.
W „Dzienniku Gazecie Prawnej” też jest jak przed pandemią, ale zupełnie inaczej niż w „Rz”. Początek sierpnia 2024 roku. Redaktor „DGP” prowadzi popołudniowe kolegium redakcyjne, łącząc się przez internet z przydomowego podwórka swojego znajomego na dalekiej warszawskiej Białołęce. Pomaga dziennikarzom, jak poprowadzić tematy, podpowiada, do kogo jeszcze warto zadzwonić. Po kilku godzinach odbiera pierwsze teksty do zredagowania, które mają być opublikowane w wydaniu „DGP” następnego dnia. – W ten sposób pracuję też wtedy, gdy wyjeżdżam za granicę – tłumaczy i chwali sobie możliwość pracy zdalnej.
– W „DGP” pracowaliśmy zdalnie, zanim to stało się modne, czyli jeszcze przed pandemią – wskazuje dziennikarka tej gazety. – Pandemia niczego u nas nie zmieniła, a teraz też nikt nie każe nam przychodzić do redakcji. Oczywiście nikt nikomu nie zabrania pracować w biurze, ale w siedzibie firmy zwykle jest pusto i cicho. Nie mamy tam nawet swoich stałych biurek, siada się tam, gdzie są wolne miejsca, a wolne są prawie wszystkie – dodaje.
Jeszcze trochę inne zasady ustanowiono w „Gazecie Wyborczej”. – W redakcji „Wyborczej” obowiązuje system pracy hybrydowej. Pracownicy są zachęcani do przychodzenia do biura, niekoniecznie codziennie i niekoniecznie na osiem godzin, jednak kierownictwo redakcji jest zdania, że część rozmów, spotkań, szkoleń czy warsztatów jest dużo bardziej efektywna na żywo. Zespoły coraz częściej organizują się same i w wybrane dni pracują z biura – tłumaczy Aleksandra Kubrak z biura prasowego Agory.
Co to oznacza w praktyce? – Trzeba się dogadać z szefem – wyjaśnia dziennikarz „GW”. – Raczej nie ma z tym problemów. Niektórzy mieszkają nawet kilkadziesiąt kilometrów od miasta, więc trudno im codziennie, a choćby kilka razy w tygodniu przyjeżdżać na Czerską. Jeżeli nie ma jakiejś specjalnej potrzeby, żeby byli na miejscu, pracują w domach. Przyjeżdżają tylko na większe zebrania – dodaje.Polsk
Natomiast w wydającej 20 dzienników regionalnych Grupie Polska Press od czerwca 2024 roku kluczowi menedżerowie mają obowiązek stawiać się do pracy w biurach. – Trwa powolny powrót do biur, lecz decyzja na razie dotyczy głównie menedżerów, więcej też odbywa się spotkań w biurach, a nie tylko na Teamsach – mówi Marek Twaróg, redaktor naczelny wydawnictwa.
W niektórych sytuacjach praca zdalna w Polska Press jest wręcz koniecznością. – Zespoły operacyjne w strukturze firmy, jak i te tworzone ad hoc do konkretnych zadań, składają się z ludzi z różnych redakcji regionalnych. W wielu sytuacjach zdalna praca nie jest więc jedynie wyborem, ale też koniecznością wynikającą z racjonalizowania kosztów i oszczędności czasu – zauważa Marek Twaróg.
Z ZARZĄDEM JUŻ NIE MA DYSKUSJI
– Ludzie są mocno zaniepokojeni planami przeorganizowania nam pracy – mówi jeden z dziennikarzy RASP.
Zarząd tego wydawnictwa nie zachęca już do przychodzenia do siedziby firmy poczęstunkami i występami didżeja. Niedawno zakomunikowano, że od października 2024 roku będzie obowiązywał model pracy: pięć dni w tygodniu w biurze z możliwością przepracowania 30 proc. dni w miesiącu poza biurem, ale po ustaleniu tego z dyrektorem obszaru. W praktyce oznacza to, że pracować będzie można w domu góra dwa dni w tygodniu, a czasami tylko jeden, pod warunkiem że dostanie się na to zgodę.
– Obecnie możemy pracować trzy dni w tygodniu z domu, ale nikt tego nie liczy ani nie kontroluje. W redakcjach są raczej pustki. Wygląda na to, że kierownictwo chce nam na poważnie przykręcić śrubę – zauważa dziennikarz RASP. – Dla wielu z nas oznacza to ponowne przemeblowywanie sobie życia. Znam osoby, które zdążyły się już wyprowadzić z Warszawy, bo mogły pracować zdalnie.
Zarząd RASP przedstawił plan nowej organizacji pracy działającym w firmie związkom zawodowym – jako informację, a nie sprawę do negocjacji. – Widać determinację zarządu do wprowadzenia w życie nowych zasad – mówi Marcin Terlik z komisji zakładowej OZZ Inicjatywa Pracownicza. – Przekazaliśmy zarządowi petycję, że naszym zdaniem dotychczasowe zasady się sprawdziły i nie ma potrzeby zmieniania ich. Pismo podpisało ok. 400 pracowników. Na niewiele się to zdało. Zarząd zgodził się rozmawiać o szczegółach nowego rozwiązania, o przypadkach szczególnych, ale nie o nowym wymiarze pracy w biurze – relacjonuje Marcin Terlik.
„Przypadki szczególne” to m.in. kobiety w ciąży, wychowujący dzieci do lat czterech czy osoby opiekujące się niepełnosprawnymi. Zgodnie z przepisami, które obowiązują od kwietnia 2024 roku, pracodawcy nie mogą odmówić takim osobom możliwości wykonywania pracy zdalnej.
Zarządy firm, które ściągają wszystkich swoich ludzi z domów do biur na siłę, narażają się na zarzut braku wiarygodności. W okresie gdy większość czasu pracowało się z domu, zatrudniali bowiem nowych pracowników, którym obiecywali pracę zdalną. Niektóre firmy wpisywały to nawet do ogłoszeń o pracę. – To było ważne zwłaszcza dla młodych osób – mówi redaktor pracujący w RASP. – Słyszałem, że u nas są już tacy, którzy zapowiedzieli, że jeżeli nowe zasady skracające możliwość pracy z domu wejdą w życie, one się zwolnią. Praca zdalna to dla firmy też możliwość zatrudniania ludzi z całej Polski. Chyba tego atutu się nie pozbędą – ma nadzieję redaktor zatrudniony w RASP.
Dowolność w wyborze formy pracy łatwiej jest utrzymać mniejszym redakcjom, które zapewniając pracę zdalną, konkurują o pracowników z największymi korporacjami. – U nas panuje całkowita dowolność – podkreśla Janusz Schwertner, redaktor naczelny serwisu Goniec.pl. – Mamy biuro w Warszawie, gdzie można pracować i korzystają z tego np. dziennikarze pracujący przy materiałach wideo. W biurze mogą montować swoje filmy razem z montażystami. Natomiast dziennikarze i redaktorzy piszący chętnie pracują ze swoich domów. Nie dostrzegam takiego zjawiska, że gdy dziennikarz lub redaktor pracuje zdalnie, to efekty jego roboty są gorsze, niż gdy siedzi w biurze. Poza tym pracują u nas ludzie z różnych miejsc w Polsce, więc praca zdalna jest u nas oczywistością. Z drugiej strony, czasami dobrze jest się spotkać twarzą w twarz i pogadać. Dlatego raz w tygodniu mamy kolegia w firmie lub gdy jest dobra pogoda, na świeżym powietrzu, na których spotykamy się bezpośrednio. Generalnie ludzie lubią mieć wybór – stwierdza Janusz Schwertner.
***
Ten tekst Mariusza Kowalczyka pochodzi z magazynu "Press" – wydanie nr 09-10/2024. Teraz udostępniliśmy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy „Press” – Katarzyna Kasia, Solorz, odejścia szefów RMF, a także TVP PiS Bis
Mariusz Kowalczyk