Dźwięk zły. Dlaczego nie możemy zrozumieć, co mówią aktorzy w polskich filmach?
– Pierwsze pytanie, które dostaję, gdy mówię komuś, czym się zajmuję, to dlaczego nie słychać dźwięku w polskim filmie. To jest takie słodko-gorzkie – przyznaje Krzysztof Owczarek, reżyser dźwięku filmów (fot. Matthew Sichkaruk/Unsplash.com)
Z dźwiękiem w polskim filmie jest dobrze – zapewniają dźwiękowcy. Sprawdziliśmy zatem, dlaczego nie słyszymy, co mówią polscy aktorzy.
Wchodzę na portal Filmweb.pl, poszukując opinii o dźwięku w polskich filmach i serialach. „Zastanawiam się, czy nie warto w naszych produkcjach wklejać napisów, aby zrozumieć dialogi postaci. Te są po prostu mało słyszalne. Lepiej słychać stukanie łyżki o talerz niż treść rozmowy podczas obiadu, szelest toreb z ciuchami jest głośniejszy od dialogów. Uszy zaś puchną, kiedy słychać warkot auta albo trzaśnięcie drzwiczkami. Fatalne wysterowanie dźwięku. To już reguła odkąd pamiętam w polskich filmach” – to wpis jednego z internautów sprzed 12 lat.
„6 lat minęło od Twojego posta, a problemy wciąż te same. Wrażenie, że aktorzy gadają pod nosem, niewyraźne dialogi, za głośne tło, dźwięk efektów za bardzo podkręcony! Pomsta! Pomsta! Do nieba!” – odpisał mu inny internauta.
Jeszcze inny dodał: „Mamy rok 2024 i jestem na etapie nadrabiania (...) pozycji w polskiej kinematografii i jakość polskiego nagłośnienia dialogów jest porażająco zła. Na szczęście obecnie w apkach jest możliwość włączenia napisów, ale bywałem tak uparty, że chciałem sam coś zrozumieć. To straszne, że nie dawałem rady”.
O tym, że ten problem nie dotyczy tylko pojedynczych widzów, świadczą artykuły, które wyświetlają się po wpisaniu w Google sformułowania „dźwięk w polskim filmie”. Wyszukiwarka podsuwa mi artykuły: „Dźwięk w polskich filmach i serialach leży i kwiczy. Ekspert wyjaśnia dlaczego” ze Spidersweb.pl, „Nie zrozumiałeś, co mówią aktorzy? Język polski nie jest przyjazny dźwiękowcom” z Polscylektorzy.pl czy „Jakie są przyczyny problemów z dźwiękiem w polskim kinie?” z Filmawka.pl.
Przejdźmy do konkretów. O jakie filmy chodzi? Według internautów z Filmweb.pl to np. „Ida” Pawła Pawlikowskiego. „Film dostał Oscara, bo Amerykanie oglądali z napisami, dzięki czemu znają dialogi. Niestety Polakowi się nie spodoba, bo nie słychać, co mówią aktorzy” – napisał jeden z internautów. Inny dodał: „Nie wiem, jak to się dzieje – dekady postępu technologicznego, a dźwięk jak w peerelowskich klasykach. Pomijając już kwestię tego, że poziom głośności skacze od szeptu do pierdolnięcia w bębenki, to niektóre kwestie są tak zamamrotane, że aż strach. Nie tyle nawet chodzi mi o kiepską dykcję u aktorów, raczej o to, że przez spartolony mix czyjąś wypowiedź bez trudu zagłusza w filmie np. przejeżdżający samochód czy szelest liści na wietrze. Dialogi w filmie zrozumiałem miejscami tylko dlatego, że oglądałem wersję przeznaczoną na rynek zachodni, a co za tym idzie – dołączone były angielskie napisy. Co za paranoja, że w XXI wieku muszę oglądać rodzimy film z napisami, żeby zrozumieć co mówią…”.
Internauci narzekali też m.in. na dźwięk w serialu HBO „Odwilż”, serialu AXN „Ultraviolet”, w filmach „Chleb i sól” Damiana Kocura czy „Pitbull. Niebezpieczne kobiety” Patryka Vegi.
– Pierwsze pytanie, które dostaję, gdy mówię komuś, czym się zajmuję, to dlaczego nie słychać dźwięku w polskim filmie. To jest takie słodko-gorzkie – przyznaje Krzysztof Owczarek, reżyser dźwięku filmów (np. „Listy do M.” czy „Planeta singli”).
DŹWIĘK DO ZŁOŻENIA
Zanim rozpoczniemy poszukiwania powodów złej jakości dźwięku w polskim filmie, krótko prześledźmy, jak wygląda jego powstawanie.
Najpierw dźwięk musi zostać nagrany na planie. Wykorzystuje się do tego mikrofony ukryte np. w ubraniach lub te na tyczkach. Później plik dźwiękowy trafia do studia.
– Naszą pracę zaczynamy od wnikliwej analizy materiału nagranego na planie filmowym. Tu warto zaznaczyć, że poza ścieżką dialogów, która jest spuścizną po montażu obrazu, przejmujemy kilkadziesiąt gigabajtów materiałów dźwiękowych z zapisem powtórek scen, tzw. dubli, oraz innych niezbędnych w późniejszych procesach nagrań, wykonanych na planie filmowym – mówi Dominika Orszulak, prezes Aeroplan Studios, zajmującego się m.in. postprodukcją „Zimnej wojny” czy serialu „Wataha”.
Później edytuje się dialogi z wykorzystaniem dubli i je czyści – usuwane są szumy, trzaski i wszystkie inne niepożądane dźwięki. – To kluczowy proces, który pozwala w większości wypadków osiągnąć krystaliczną czystość ścieżki dialogowej. Pułapką jest zbyt mocna separacja kwestii dialogowych, co może spowodować utratę ich naturalności. Niestety zdarza się, że nawet najbardziej galopująca technologia bywa bezradna wobec stanu nagrania z planu filmowego. Wtedy pozostaje nam skierowanie wybranych kwestii do ponownego nagrania w warunkach studyjnych [tzw. postsynchrony – przyp. red.] – wyjaśnia Orszulak.
Postsynchrony wykorzystuje się też do podmieniania nawet pojedynczych sylab, tak żeby całość brzmiała naturalnie i spójnie.
Finalnym procesem, który decyduje o ostatecznym brzmieniu, jest zgranie dźwięku.
– To połączenie wszystkich elementów audio: dialogów, efektów synchronicznych, efektów bocznych i muzyki – wyjaśnia zajmujący się zgraniem dźwięku Filip Krzemień z Dreamsound Studio (m.in. film animowany „Chłopi” czy „Kos”).
Efekty synchroniczne najczęściej powstają w studiu dźwiękowym i zgodnie z nazwą są odgrywane synchronicznie do obrazu. – Człowiek obecny w studiu wykonuje takie same czynności, jak aktor na planie, np. przesuwa garnki na kuchni – wyjaśnia Krzemień.
Dlaczego tych efektów nie nagrywa się bezpośrednio na planie? – Zdarza się, że uda się tam dobrze zarejestrować i dialog, i efekty, ale dźwiękowiec na planie ma za zadanie przede wszystkim dobrze nagrywać dialogi i na tym się skupia – mówi Filip Krzemień.
Mamy jeszcze efekty boczne, dodawane w postprodukcji. Są to elementy pochodzące z baz dźwiękowych lub specjalnie nagrywane na potrzeby filmu. – To np. dźwięki przyrody, samochodów, drzwi, deszczu, szczekające psy – wyjaśnia Krzemień. Jest to też scena w pokoju hotelowym, w której rozmawia dwóch aktorów, a za ścianą odbywa się kłótnia. Aktorzy udają, że ją słyszą, a wszystko dogrywane jest później.
Ostatnim elementem dźwiękowym jest muzyka. – Mogę usuwać z niej różne elementy, żeby lepiej przeprowadzić widza przez całą historię – mówi Filip Krzemień.
– Bywa, że bez muzyki mamy czytelny dialog, ale już z muzyką – nie. Zdarza się tak wtedy, gdy np. kompozytor użył skrzypiec i trąbki tam, gdzie akurat mówią aktorzy. Oczywiście to nie dotyczy doświadczonych kompozytorów. Moim zadaniem jest wyłapanie tego typu sytuacji. Mogę wtedy np. przesunąć początek muzyki czy wyciszyć jakieś elementy – stwierdza Filip Krzemień. I dodaje: – Kiedy muzyka to gotowiec, czyli pochodzi z biblioteki muzycznej, mamy do czynienia głównie z pracą konsultanta muzycznego i to on we współpracy z reżyserem decyduje, jak i gdzie ma grać.
Osoba odpowiedzialna za zgranie dźwięku musi połączyć różne elementy i zrobić to w taki sposób, żeby żaden z nich nie zakłócał innego. – Dostaję np. osobno dialog jednego aktora, drugiego aktora, osobno odgłosy ubrania, osobno odgłosy plecaka – mówi Krzemień.
Podczas zgrania dźwięku Krzemień jest w kontakcie z reżyserem. To reżyser ostatecznie podejmuje decyzje dotyczące wszelkich elementów dźwiękowych. A jak przekonamy się później, jego wizja może się różnić od wizji osoby od dźwięku.
TROP 1. ZŁY JĘZYK
Gdy już wiemy, jak powstaje dźwięk, możemy rozpocząć poszukiwania winnych jego złej jakości. Powodów, jak się okazuje, jest długa lista.
Radosław Ochnio, operator i reżyser dźwięku (m.in. film „Kler” Wojciecha Smarzowskiego), zaznacza, że sprzęt, z którego korzystają polscy twórcy, nie odbiega od tego stosowanego na świecie. Polskie studia dźwiękowe również nie odstają sprzętowo od tych zagranicznych. Co zatem może powodować problemy z dźwiękiem?
Złej baletnicy przeszkadza rąbek przy spódnicy, a dźwiękowcom… język polski.
– Specyfiką naszego języka jest syczenie i szumienie, co zakłóca odbiór w szybkim dialogu – mówi producent filmowy Marcin Wierzchosławski (m.in. „Zielona granica”). – Aktorzy starej daty dokładnie jednak wiedzą, że czasem trzeba coś powiedzieć wolniej lub głośniej – dodaje.
– Są różne standardy odsłuchu dla kina, streamingu czy telewizji, inny poziom głośności mają filmy europejskie niż amerykańskie. Nie ma jednego standardu – zauważa Malwina Czajka, filmoznawczyni, specjalizująca się w temacie udźwiękowienia filmów. – W języku polskim mamy dźwięki, takie jak „sz”, „cz”. Trzeba inaczej ustawiać poziom głośności dialogów na tle innych dźwięków, żeby były one bardziej słyszalne.
Krzysztof Owczarek, reżyser dźwięku, przyznaje, że język polski nie pomaga w pracy nad dźwiękiem, a syczące głoski, odpowiadające za zrozumiałość naszego języka, są wysoko w paśmie słyszalności, czyli inaczej niż w angielskim.
Operator dźwięku Maciej Pawłowski (m.in. „Zimna wojna”) dodaje: – W przeciwieństwie do języka polskiego angielski jest bardziej okrągły, przyjemny, przez co łatwiejszy w odbiorze.
– Nie słyszałem, żeby np. Czesi się skarżyli na język – zauważa jednak Dawid Muszyński, redaktor naczelny Naekranie.pl.
Rzeczywiście istnieje więcej trudnych dla dźwiękowców języków. Skoro więc nie chodzi tylko o sam język, to może też o to, jak jest używany?
TROP 2. PROBLEMY Z DYKCJĄ
Być może problem leży w złej dykcji aktorów. Dostrzegła go dziennikarka filmowa Karolina Korwin-Piotrowska: – Czasem, jak rozmawiam z aktorami, to wydaje się, że mają jakiś kłopot z emisją głosu. Od 10 lat dykcja młodych aktorów jest gorsza niż wcześniej.
Radosław Ochnio, operator i reżyser dźwięku, dodaje, że problem zrozumiałości dialogów w filmach i serialach występuje nie tylko w Polsce, ale też na świecie. Składa się na to wiele czynników: warunki nagrania na planie, późniejszy miks dźwięku oraz właśnie dykcja aktorów.
Potwierdza to Marta Wawrzyn, redaktorka naczelna Serialowa.pl: – Widzowie BBC swego czasu narzekali na bełkotanie aktorów, np. przy serialu „Peaky Blinders” i „Happy Valley”.
Anna Stadniczeńko ze studia postprodukcji dźwięku Cafe Ole (m.in. serial „Sortownia”), stwierdza, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu wszystkie dialogi nagrywano na jeden mikrofon, a mimo to aktorzy potrafili zagrać w sposób zrozumiały. – Teraz mamy mikroporty, tyczki i wiele innego sprzętu, a zdarzają się problemy. To kwestia nie tylko dykcji, ale też sposobu grania. Czasem aktor jest proszony przez reżysera, żeby grał naturalnie, a np. zbyt szerokie otwieranie buzi przy mówieniu według niektórych twórców filmów wygląda sztucznie.
Argument naturalności, mający tłumaczyć niezrozumiałą mowę, przytacza więcej naszych rozmówców.
Czajka zwraca uwagę na tendencję w kinie, żeby ścieżka dialogowa nie była wyraźna ani dokładna. – Christopher Nolan chce, żeby nie wszystko było zrozumiałe. Tak jest w „Dunkierce” czy filmie „Tenet” – mówi. Ma to być celowe działanie, pokazujące, że także w życiu codziennym pojedyncze słowa nie zawsze są słyszalne.
– W serialach powinna być przedstawiana rzeczywistość, a przecież w życiu ludzie też mówią niechlujnie. Czy komuś przeszkadza, jak mówi Ola Adamska jako Pati w „Skazanej”? W jej przypadku też przecież można mieć problem ze zrozumieniem słów – stwierdza Marta Wawrzyn z Serialowa.pl.
Krzysztof Owczarek: – Myślę, że tempo pracy, brak możliwości odbycia odpowiedniej liczby prób również wpływa na jakość rejestracji dźwięku na planie. Rozumiejąc ograniczenia, staramy się apelować do aktorów, reżyserów i producentów o dbałość wymowy i poprawność językową.
Michał Fojcik, reżyser dźwięku, który pracuje przy produkcjach zarówno polskich, jak i zagranicznych (dostał m.in. nagrodę Golden Reel Award za najlepszy montaż muzyki w filmie dokumentalnym „Pianoforte”), zauważa: – Realizujemy wizje twórców, reżyserów. Zawsze ostatnie słowo należy do nich. Klasyczną kłopotliwą sytuacją są sceny klubowe, nagrane z cichymi, kameralnymi dialogami, które dla uwiarygodnienia potrzebują głośnej muzyki w tle. Trudno zrealizować równocześnie oba życzenia.
Nie każdy film czy serial jest jednak tworzony według specyficznej wizji reżysera i nie wszyscy aktorzy bełkoczą. Szukam więc kolejnych powodów problemów z dźwiękiem.
TROP 3. WINA SPRZĘTU
Jeśli nie twórcy, to może winny jest sprzęt, na którym odtwarzamy filmy?
Zacznijmy od kina. – W salach kinowych nie ma nadzoru nad dźwiękiem – przyznaje filmoznawczyni Malwina Czajka. – Projektory mają cykliczne przeglądy, ale w przypadku głośników w kinach nie ma takiego wymogu i to umyka. Kiedyś, gdy firma Dolby nadawała certyfikaty jakości, nadzorowała sale, ale tak już się nie dzieje.
– Nie w każdym mieście są multipleksy. Nie wszędzie jest więc dobry dźwięk. Wiele mniejszych kin jest niedoinwestowanych – zauważa dziennikarka filmowa Karolina Korwin-Piotrowska.
Nieco innego zdania jest producent filmowy Marcin Wierzchosławski: – Większość kin ma dobry sprzęt, ale niektóre emitują dźwięk zbyt cicho. Robią to często z premedytacją, bo jest grupa widzów, która skarży się na zbyt głośne audio.
Zajmujący się zgraniem dźwięku Filip Krzemień wyjaśnia, że dźwięk, który wychodzi z postprodukcji, powinien być dostosowany do warunków, w których będzie odsłuchiwany.
– Dźwięk do kina nie może być używany w streamingu. Jeśli wiemy, że film po wyświetleniu w kinie trafi do internetu albo do telewizji, to po zgraniu kinowym powinien przejść odrębne zgranie do wersji telewizyjnej/internetowej. Ono trwa już krócej, bo wersja kinowa służy nam za bazową – mówi Krzemień.
W wersji kinowej może być np. dużo niskich częstotliwości, większa jest też dynamika dźwięku. W wersji dla telewizji i streamingu dźwięk musi zostać przeskalowany w dół. – Zmniejszamy różnice między momentami najgłośniejszymi a najcichszymi. Wszystko sprawdzamy też w odpowiednich warunkach – dźwięk do kina w sali kinowej, a do streamingu czy telewizji w mniejszym pomieszczeniu na odpowiednich głośnikach – wyjaśnia Filip Krzemień.
Skorzystanie z wersji kinowej na telewizorze może powodować problemy z odbiorem – najcichsze dźwięki będą za ciche, a głośne – zbyt głośne.
Anna Ołdak i Anna Stadniczeńko z Cafe Ole zwracają też uwagę, że w streamingu głównym plikiem emisyjnym dźwięku jest 5.1, a większość użytkowników korzysta ze stereo, więc konkretny serwis po prostu przerabia dźwięk, co wpływa na jakość.
Stadniczeńko dodaje, że także telewizory zwykle nie są przygotowane pod specyfikę języka polskiego. – Większość wymaga dostrojenia, np. podniesienia wysokich tonów w górę – podpowiada.
Z dalszej rozmowy wynika, że właściwie, aby dosłyszeć dialog, warto przemeblować mieszkanie. Stadniczeńko bowiem podkreśla, że ważna jest akustyka pomieszczenia. Nie powinniśmy np. mieć gołych ścian.
Inni moi rozmówcy mówią też m.in. o złym ustawieniu telewizorów, wciskaniu ich w meblościankę czy oglądaniu na telefonie i tablecie, co niekorzystnie wpływa na odbiór dźwięku.
TROP 4. WINNE NAPISY, WINNY LEKTOR
A może winne są przyzwyczajenia odbiorców? W Polsce standardem emisji zagranicznych filmów była ich emisja z lektorem. Obecnie zaczyna się to zmieniać. Młodsi widzowie często wybierają oryginalną wersję, ale z polskimi napisami. Telewizje twardo stoją jednak przy wersjach lektorskich.
Filmoznawczyni Malwina Czajka wyjaśnia, że w przypadku lektora nie słyszymy wszystkich dźwięków, które są dookoła, ale najważniejsze, czyli dialogi, rozumiemy. – W Niemczech czy na platformach streamingowych jest inaczej, tam wszystkie filmy są dubbingowane. Warto jednak pamiętać, że dialogi dokładane są tam do istniejącego już tła, to ton międzynarodowy, który u nas jest zagłuszany przez nałożonego lektora.
Dr Miłosz Stelmach, filmoznawca z Uniwersytetu Jagiellońskiego, w 2023 roku mówił w radiowej Trójce, że Francja, Niemcy, Włochy i Hiszpania to europejski bastion dubbingu – tam dubbinguje się praktycznie wszystko i każdy aktor ma swojego aktora dubbingującego. „Tymczasem w Polsce tradycyjnie królował lektor, jeśli mówimy o telewizji, i napisy, jeśli mówimy o kinie” – stwierdził.
Producent filmowy Marcin Wierzchosławski: – Jestem przeciwnikiem lektora, bo niszczy organiczną część filmu, czyli całą warstwę dźwiękową.
Według moich rozmówców przyzwyczajenie widzów do lektora w zagranicznych filmach może wpływać na ich ocenę dialogów w filmach polskich, gdzie muszą się zmierzyć z oryginalną ścieżką.
Jeśli nie lektor, to może napisy? Te jednak też niosą z sobą ryzyko. – Uznajemy, że coś zrozumieliśmy, a tak naprawdę pomogły nam w tym napisy – mówi Dawid Muszyński, redaktor naczelny Naekranie.pl.
Niektórym rozmówcom wydaje się, że winę za niewyraźny dźwięk w filmach można zrzucić na… kłopoty Polaków ze słuchem.
– Poziom higieny słuchu w naszym społeczeństwie jest stosunkowo słaby. Wystawiamy się na zbyt duże natężenie dźwięku, lubimy słuchać muzyki zbyt głośno, co powoduje, że ubytki słuchu potrafią być znaczące już w młodym wieku – mówi Krzysztof Owczarek, który odpowiada m.in. za dźwięk, montaż i edycję efektów i zgranie dźwięku.
Szukając powodów problemów z dźwiękiem w filmie, ponownie kierujemy się więc znów w stronę produkcji filmowej.
TROP 5. BRAK POSTSYNCHRONÓW
I tu natrafiamy na niechęć reżyserów i twórców do postsynchronów.
Michał Fojcik, reżyser dźwięku, wyjaśnia, że w kinie anglosaskim czy włoskim nagrywa się więcej postsynchronów niż w polskim: – Często zmienia się tam lub dogrywa nowe kwestie. Oczywiście zależy to też od reżysera i gatunku. W dramacie podchodzi się do tego ostrożniej. Większa potrzeba postsynchronów jest w kinie akcji.
Filmoznawczyni Malwina Czajka: – Z moich doświadczeń wynika, że twórcy wolą unikać postsynchronów, np. film „Chłopi” z 2023 roku był tak nagrywany, że aktorzy mieli mikrofony przymocowane na czole. To po to, żeby stroje z epoki nie zaburzały czystości nagranych dialogów. A że film był malowany, to można to było później wszystko zakryć – mówi Czajka. I dodaje: – Są też twórcy, którzy decydują się odczekać i kręcą scenę tylko dla dźwięku. A więc najpierw nagrywana jest scena z obrazem, później wyłączane są kamery i wszelkie inne urządzenia, które mogą wydawać jakieś dźwięki, i nagrywa się dokładnie to samo, ale tylko dźwięk. Tak było np. przy filmie „Oppenheimer”.
Zajmujący się m.in. zgraniem dźwięku Krzysztof Owczarek: – W Polsce często z dość dużą ostrożnością podchodzi się do postsynchronów. Producenci i reżyserzy niejednokrotnie obawiają się, że nie oddadzą emocji, że nie będą autentyczne. I dodaje: – Myślę, że wszyscy zaoszczędzilibyśmy mnóstwo czasu, gdyby niełatwa sztuka nagrywania postsynchronów zyskała kilka godzin zajęć w szkołach aktorskich.
Problemem postsynchronów jest też fakt, że czasem wykonuje się je, gdy aktor jest już zajęty innym projektem. – Po upływie dłuższego czasu od pracy na planie można mieć problem z przełożeniem atmosfery i emocji z planu na postsynchrony – wyjaśnia Malwina Czajka.
Anna Ołdak z Cafe Ole zwraca uwagę, że filmowcy – spędzając wiele godzin na przesłuchiwaniu materiału – często przyzwyczajają się do gorszego dźwięku, a co za tym idzie, nie jest on już poprawiany, np. przez postsynchrony.
Są jednak filmy, w których postsynchrony były standardem. Malwina Czajka wymienia, że w 100 proc. na tej metodzie oparte są np. „Wszystkie nieprzespane noce”, a zajmujący się zgraniem dźwięku Filip Krzemień za przykład filmu zrealizowanego prawie całkowicie taką metodą wymienia „1920. Bitwę Warszawską”.
Wchodzę w komentarze na Filmweb.pl, żeby się przekonać, czy miało to wpływ na jakość dźwięku. W obu przypadkach brak masowych skarg na dźwięk.
Brak postsynchronów spowodowany jest niskimi budżetami. – W filmach masówkowych często mam wrażenie, że dźwięk pochodzi wyłącznie z planu i nie ma tam postsynchronów – mówi dziennikarka filmowa Karolina Korwin-Piotrowska.
TROP 6. BUDŻET
– Dźwięk zawsze jest realizowany w finalnym etapie pracy nad filmem, a pieniędzy prawie zawsze na końcu brakuje – przyznaje filmoznawczyni Malwina Czajka. Jak dodaje, za granicą np. przy filmie „Top Gun: Maverick” użyto specjalnej konstrukcji mikrofonów, żeby aktorów było słychać w kokpicie samolotu. – Czasem potrzeba dużo czasu, energii i pieniędzy, żeby uzyskać zamierzony efekt – przyznaje Czajka.
Na kwestie budżetowe zwraca też uwagę Dawid Muszyński z Naekranie.pl: – Polskie produkcje generalnie mają mało czasu na realizację, skromny budżet plus kilka dni zdjęciowych, zwłaszcza jeśli chodzi o seriale i produkcje do streamingu.
Anna Ołdak z Cafe Ole uważa, że gdyby budżety były lepsze, dźwięk też by na tym zyskał: – Jeśli kręcenie filmu się przedłuża, to zabiera to czas na pracę nad dźwiękiem. Terminy gonią, a film musi zostać oddany.
– Będąc członkiem ekipy filmu „Zimna wojna” w reżyserii Pawła Pawlikowskiego, miałam przyjemność gościć na ceremonii oscarowej i zamienić słowo z Sergiem Diazem (supervisor sound editor filmu „Roma” w reżyserii Alfonsa Cuaróna), który opowiedział mi o procesie postprodukcji tego dzieła. Czas, jakim dysponowała ekipa dźwiękowa, jest absolutnie nieporównywalny do czasu, jakim dysponujemy w Polsce – mówi Dominika Orszulak, odpowiadająca za postprodukcję dźwięku.
– Wyzwania dźwiękowe z nagraniami z planu dotyczą całego świata – zauważa Michał Fojcik, reżyser dźwięku. – W Stanach Zjednoczonych są oczywiście większe budżety, a tym samym większe zespoły i dłuższe harmonogramy pracy. Przy filmie „Kaskader” z Ryanem Goslingiem montażysta dialogów przez pięć tygodni czyścił i montował tylko krótką około dwuminutową scenę na łodzi. Wszystko po to, żeby nie trzeba było nagrywać postsynchronów. Nie wyobrażam sobie, żeby w Polsce tyle czasu i środków przeznaczono na jedną scenę.
Reżyser dźwięku Krzysztof Owczarek przyznaje, że w postprodukcji dźwięku można poprawiać coraz więcej, ale po prostu brakuje na to czasu i pieniędzy. – Branża oczekuje, że będzie coraz szybciej i taniej. Pojawiają się nowe narzędzia, bazujące na sztucznej inteligencji, które mają na celu odszumianie i poprawę dźwięku z planu w sposób niemal automatyczny. Jest pokusa, żeby po nie sięgnąć, bo są właśnie tanie i szybkie. Niestety odbywa się to często kosztem między innymi zrozumiałości dialogu. Te narzędzia są bowiem głównie angielskojęzyczne. Można je umiejętnie przystosować do polskiego, ale należy pamiętać, że nie powstały one z myślą o naszym języku.
Owczarek zwraca też uwagę, że sprzęt stosowany na polskim planie nie odstaje od zagranicznego, ale jest go u nas mniej. – Zwykle nie ma możliwości wyboru mikrofonu w zależności od panującej na planie sytuacji. Przeważnie dostępny jest jeden rodzaj mikrofonu na tyczkę i po jednym mikroporcie dla każdego z aktorów. One są tak samo dobre jak w Hollywood, ale tam jest ich większy przekrój. Sprzęt kosztuje u nas tyle samo, co u nich, ale u nas są inne budżety i inne zarobki.
– W naszej firmie zajmuję się tylko zgraniem, czyli np. nie montuję dialogów – podkreśla Filip Krzemień. – Nie wszyscy w Polsce pracują jednak w takim modelu jak my. W sytuacji, gdy jedna osoba musi robić wiele rzeczy naraz, nie zawsze ma czas, żeby zająć się tym dobrze.
TROP 7. ZANIEDBANIA I INNE PROBLEMY
Brak postsychronów i niewystarczające środki na dźwięk to powody, które brzmią jak dotąd najbardziej realnie. Ale czy mogą być jeszcze jakieś inne?
– Kiedyś inaczej się inscenizowało i udźwiękawiało filmy kinowe, a inaczej telewizyjne. W telewizji byliśmy przyzwyczajeni do scen dialogowych i odrębnych scen akcji. Dziś w serialach, które są odcinkowymi filmami, życzeniem twórców często jest zarówno wszechobecna, głośna muzyka, jak i dialog. Jeśli dodamy do tego intensywną warstwę efektów, gdzie każdy element krzyczy do nas o uwagę, to może to być za dużo dla percepcji widza. Dobra reżyseria (i reżyseria dźwięku) polega na wyborze, na czym się skupić i który element ma być wiodący – mówi Michał Fojcik, reżyser dźwięku.
I dodaje: – Świetnym przykładem kreatywnej realizacji jest serial „Ripley” (Netflix). Każdy z elementów: dialogi, muzyka, sound design, ma w nim swoje momenty. Oglądając film, widz nie potrzebuje cały czas wszystkich trzech warstw.
Malwina Czajka zwraca z kolei uwagę, że przy szkołach filmowych zwykle nie ma kierunków studiów dla reżyserów dźwięku, a istnieją one zazwyczaj tylko w szkołach muzycznych lub prywatnych. – W efekcie reżyserzy i osoby zajmujące się dźwiękiem nie spotykają się na uczelni na korytarzach. Nie tworzą się więc duety fachowców, którzy pracowaliby ze sobą już na etapie wczesnych projektów. Jedyną szkołą, która kształci wszystkich razem, jest Warszawska Szkoła Filmowa – mówi Czajka.
Jej zdaniem o sferze dźwięku w filmie po prostu mniej się pamięta. – Powinien być większy nacisk na edukację audialną wszystkich pracujących przy filmach osób, standardem mogłoby być głośne czytanie scenariuszy przez aktorów na etapie preprodukcji. Już wtedy można wyłapać coś, co będzie niezrozumiałe – uważa Czajka.
Z kolei Anna Ołdak i Anna Stadniczeńko z Cafe Ole stwierdzają, że kiedyś dialogi były pisane tak, aby były zrozumiałe, a teraz często tworzy się je w taki sposób, żeby się dobrze układały po przetłumaczeniu na angielski. To kwestia produkcji np. do streamingu.
Zdaniem Malwiny Czajki dźwiękowcy powinni być zaangażowani do produkcji już na bardzo wczesnym etapie, gdy kończy się pisanie scenariusza, a czasami na etapie poprawek. – Wtedy mogą coś podpowiedzieć, wymyślić rozwiązania, wcale nie wysokokosztowe, a pomagające uzyskać odpowiedni dźwięk – mówi Czajka. I dodaje: – Realizatorzy dźwięku są przyzwyczajeni do tego, że nie mają odpowiednich pieniędzy, więc potrafią zrobić coś z niczego. Jednocześnie są bardzo drobiazgowymi ludźmi i zwracają uwagę na wiele detali, na które nie zwróci uwagi nikt inny.
Na poprawę jakości dźwięku w filmach i serialach przeznaczonych do streamingu mają wpływ platformy. – Serwisy zaostrzyły kryteria techniczne, poddając zarówno obraz, jak i dźwięk własnej weryfikacji, quality check – mówi Dominika Orszulak.
Czy mimo narzekań widzów istnieją jednak dobrze udźwiękowione polskie filmy z ostatnich lat? Karolina Korwin-Piotrowska jako przykłady takich filmów wymienia: „Magnezję”, „Niebezpiecznych dżentelmenów”, nowego „Znachora” czy „Kobietę z…”.
Filmoznawczyni Malwina Czajka dodaje: „Jestem mordercą”, animowanych „Chłopów”, „Córki dancingu”, „Zabij to i wyjedź z tego miasta” czy „Tyle co nic” oraz „Imagine”.
Karolina Korwin-Piotrowska uważa, że większy problem z dźwiękiem niż obecnie był w latach 90. i na początku 2000. – Wtedy byliśmy zapóźnieni. Oczywiście nadal zdarzają się wypadki, ale jeśli budżet jest dobry, to dźwięk jest dobry – stwierdza dziennikarka.
***
Ten tekst Michała Niedbalskiego pochodzi z magazynu "Press" – wydanie nr 09-10/2024. Teraz udostępniliśmy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy „Press” – Katarzyna Kasia, Solorz, odejścia szefów RMF, a także TVP PiS Bis
Michał Niedbalski