Niemiec skopiował pracę Polaka. Inspiracja czy plagiat? W fotografii to cienka granica
Książka Kacpra Kowalskiego (u góry) na okładce miała most. Niemiecki fotograf lotniczy Tom Hegen skopiował do swojej książki nawet ten motyw (u dołu) (screen: magazyn "Press", nr 09-10/2024)
Gdy Kacper Kowalski przeglądał książkę fotograficzną Toma Hegena, czuł, jakby ktoś wdarł się do jego głowy i wyciągnął z niej całe know-how.
„To na pewno żart i ktoś mnie wkręca” – pomyślał Kacper Kowalski. Trzymał w rękach książkę fotograficzną „Habitat” Toma Hegena i miał dziwne wrażenie. Wiele motywów wydawało mu się znajomych. Sfotografowany przez Hegena z lotu ptaka wyciąg krzesełkowy zimą, droga wijąca się przez zaśnieżony las, gospodarstwo rolne czy turbina wiatrowa układały się w niemal takie same kompozycje, jak te sfotografowane już kiedyś przez Kowalskiego. Na okładce książki widnieje zdjęcie mostu. Także Kacper w ten sam sposób – pionowo w dół, z niewielkiej odległości – sfotografował most i umieścił zdjęcie na okładce swojej książki „Efekty uboczne”. Tylko że cztery lata wcześniej.
TWÓRCA
„Efekty uboczne” z 2014 roku to owoc dziesięciu lat pracy Kacpra Kowalskiego. – Ta książka spina klamrą gros moich doświadczeń. Projekt rozwijał się w mozolnym, długim procesie twórczym – mówi Kowalski. – To były setki lotów paralotnią lub wiatrakowcem głównie w okolicach Gdyni, tysiące zdjęć, a potem niezliczone rozmowy na wystawach, testy, próby i robienie kolejnych zdjęć. Powstała w ten sposób opowieść o wpływie człowieka na środowisko. Kiedy mój wydawca stwierdził, że czas na podsumowanie drogi twórczej i wydanie książki, zbudowaliśmy zespół i przystąpiliśmy do pracy nad istniejącym fotograficznie materiałem – opowiada. Podczas rozmowy z nim odnosi się wrażenie, że żaden motyw czy szczegół w tej debiutanckiej książce nie jest przypadkowy, ale dobrze przemyślany i starannie dobrany. A za wszystkim kryją się wysiłek twórczy, lata poszukiwań i wielka pasja – do fotografowania i latania.
Kacper Kowalski jest z wykształcenia architektem i ten zawód – jak mówi – ukształtował jego sposób patrzenia na świat. – Odkrywam świat, widzę go na własne oczy i dopiero naciskam spust migawki – mówi. Analizuje treść pejzaży i przedstawia studium przypadku w formie abstrakcyjnych zdjęć, z których można odczytać ślady działalności człowieka. Wysoko, w chmurach szuka wrażeń, które pozostają w jego wyobraźni. – Tam na górze proces twórczy jest bardzo samotny, dynamiczny, bo w tym samym momencie jestem pilotem i fotografem – mówi. Ma swoją stałą metodę pracy – fotografuje pionowo w dół, ze stosunkowo niewielkiej wysokości 150 metrów. Efekt zmusza do refleksji. – Każdy oceni ten sam fragment inaczej. Co innego powie rolnik, co innego malarz, a zawsze będzie to ten sam kawałek terenu – zaznacza. W książce podaje przy lokalizacji tylko współrzędne geograficzne.
(screen: magazyn "Press", nr 09-10/2024)
Za długoterminowy projekt „Efekty uboczne” otrzymał w 2015 roku nagrodę World Press Foto, nagrodę w konkursie Pictures of the Year International (POYi), a rok wcześniej nagrodę na Moscow International Foto Awards. Odniósł sukces i rozpoczął karierę w świecie sztuki. Dzisiaj wśród wielu nagród Kacper Kowalski ma już trzy World Press Foto i sześć nagród POYi. Z fotografii prasowej wyrósł i zajął się twórczością artystyczną, ma umowy z galeriami na świecie, jedną z nich – w Gdyni – sam prowadzi.
KONTAKT
Kiedy „Efekty uboczne” zdobywają nagrody, Tom Hegen jest studentem projektowania graficznego w Konstancji w Niemczech. Spodobała mu się książka i w e-mailu do Kacpra Kowalskiego z 7 sierpnia 2016 roku prosi o zniżkę na jej zakup. Ostatecznie miesiąc później zamawia ją bezpośrednio u wydawcy. Kacper Kowalski otrzyma potem dowód zakupu.
(screen: magazyn "Press", nr 09-10/2024)
Dwa lata później Tom publikuje własną książkę „Habitat”. Na ponad 130 stronach i 90 fotografiach prezentuje z lotu ptaka „ukształtowane przez człowieka przestrzenie życiowe” w Niemczech. Uzupełnieniem są grafiki i krótkie teksty charakteryzujące dany rodzaj powierzchni. Przedmowę do książki pisze m.in. szwajcarski pionier fotografii lotniczej Georg Gerster. Projekt spodobał się na platformie crowdfundingowej Kickstarter. Latem 2018 roku 587 osób wpłaca na niego ponad 40,5 tys. euro. „Habitat” otrzymuje kilka nagród, w tym „Oscara w designie”, Red Dot Junior Prize i nagrodę ADC Germany za najlepszy niemiecki dyplom. Ta ostatnia honoruje „najbardziej kreatywne prace w krajach niemieckojęzycznych”.
Tom Hegen fotografuje z helikoptera, samolotu albo drona. Na potrzeby „Habitatu” sam takiego drona zbudował. Jego książka „zgłębia relacje między człowiekiem a naturą”, „koncentruje się na krajobrazach, które zostały przekształcone w wyniku interwencji człowieka” – czytamy na stronie internetowej autora. W jednym z wywiadów pytany o to, jak wpadł na temat, Tom opowiada, że dwa lata wcześniej widział wystawę o antropocenie. „Były tam zdjęcia satelitarne powierzchni Ziemi, które w imponujący sposób pokazały zmiany spowodowane przez człowieka. Koncepcja antropocenu i zdjęcia zafascynowały mnie i chciałem zająć się tematem na swój własny sposób i z własnym sposobem wizualizacji” – mówi. Tłumaczy też, jak dobierał odpowiednie lokalizacje: „Fotografowałem z powietrza miejsca, gdzie widoczna jest duża ingerencja w naturę, albo miejsca, które obrazują kontrast między pierwotną, dziką naturą i przestrzeniami życiowymi ukształtowanymi przez człowieka. Za pomocą zdjęć satelitarnych skanowałem otoczenie i zaznaczyłem ciekawe miejsca. Potem jechałem tam i robiłem zdjęcia z lotu ptaka. Wszystkie fotografie powstały w Niemczech. W wypadku wielu z tych zdjęć czekałem na właściwe światło (…) albo porę roku, aby jak najlepiej móc sfotografować dany motyw”. Pytany o największe wyzwanie podczas tego projektu wskazuje na osiem miesięcy, w ciągu których „musiał nauczyć się obsługi urządzeń technicznych i nowych fotograficznych perspektyw”.
COVER
Na Kickstarterze Tom Hegen pisze o „własnym kreatywnym języku”. „Byłem zafascynowany, a także zszokowany wpływem, jaki my, istoty ludzkie, mamy na nasze środowisko. Chciałem zgłębić ideę »antropocenu« za pomocą własnego kreatywnego języka” – czytamy.
Co do tego Kacper Kowalski ma duże wątpliwości. – To wykonania części mojego utworu, mojej książki, moich kompozycji, ale i rozwiązań, zestawień zdjęć, rytmu książki. Nawet na okładce – jak u mnie – jest motyw mostu – mówi Kowalski. Strona z notką o autorze też jest łudząco podobna. Kowalski ma wrażenie, „jakby ktoś dostał się do jego głowy i wyciągnął z niej know-how”. – Nie wiem, czy bez mojej książki Tom Hegen wiedziałby co, gdzie i jak sfotografować, jak wyrazić i ile czasu zajęłoby mu zbudowanie własnych rozwiązań. Skorzystał z tych wszystkich rzeczy, których odkrywanie i podejmowanie decyzji zachodziło w pracy oryginalnej – bo taki charakter miała praca moja i mojego zespołu – dodaje.
Kowalski nawiązuje do pojęcia coveru, który funkcjonuje w muzyce. Tylko że tam zasady są proste. Ktoś, kto chce nagrać cover, musi dostać na to zgodę od właściciela praw autorskich do oryginału i najczęściej mu zapłacić. Inaczej sprawa może trafić do sądu. – Czy wystarczy kupić książkę i potraktować ją jako instrukcję do uzyskania zbliżonego efektu? Tylko dlatego, że działamy w dziedzinie języka wizualnego, to te zasady nie obowiązują? – pyta fotograf.
Co charakterystyczne, bibliografia w książce Toma Hegena wyszczególnia 28 źródeł, ale brak wśród nich „Efektów ubocznych” Kacpra Kowalskiego. A gdyby były? Czy wszystko byłoby w porządku? – To pozwoliłoby mi już od samego początku łączyć te dwie książki i uznać, że cały mój twórczy wysiłek przynosi rezultat, a moja myśl jest podejmowana w innym miejscu. I gdyby Tom Hegen zgłosił się do mnie z pytaniem, czy może skorzystać i na jakich zasadach, to podałbym je i przedyskutował z nim – zaznacza Kacper Kowalski.
Ale nie było nawet rozmowy. Kowalski swoje przemyślenia opisał w dwujęzycznym blogu, a potem opublikował w mediach społecznościowych. Próbował do dyskusji włączyć Toma Hegena, oznaczył go w postach, ale po jakimś czasie znacznik tagowania zniknął. Hegen najwyraźniej nie przyjął zaproszenia do dyskusji.
ROZMOWA
Kontaktuję się z autorem „Habitatu”. Na swojej stronie internetowej Tom Hegen prezentuje ponad 60 projektów na całym świecie, które ma już na swoim koncie. To niezły dorobek jak na 33-latka.
Opowiadam mu o dyskusji „Plagiat czy inspiracja?”, którą prowadzi środowisko polskich fotografów. Tom Hegen nie chce podejmować tematu ani odpowiadać na przesłane mu pytania. Podkreśla, że fotografie w książce to jego „samodzielna praca”. „Samodzielnie zrobione zdjęcia i grafiki”, „samodzielnie zebrane dane” i „samodzielnie napisane teksty” – powtarza kilkakrotnie podczas krótkiej rozmowy.
(screen: magazyn "Press", nr 09-10/2024)
Pytam o książkę Kacpra Kowalskiego. Hegen przypomina sobie jej tytuł, ale nie pamięta już, czy ją choćby oglądał. Jak mówi, wybór motywów do „Habitatu” cechował się dowolnością – to miejsca, które pasują do obiektów, danych i infografik. A kiedy naciskam, że przecież nie można zaprzeczyć, iż niektóre fotografie z „Habitatu” są łudząco podobne do tych z „Efektów ubocznych”, mój rozmówca twierdzi, że nawet nie zna tych zdjęć.
Nie wierzy w to Jens Pepper, berliński fotograf, kolekcjoner i publicysta piszący o fotografii. Pepper porównał obie książki i uważa, że „Habitat” jest zbyt podobny do książki polskiego fotografa. – To wątpliwe z moralnego punktu widzenia i oznaka wielkiego braku kreatywności – stwierdza.
PLAGIAT?
Kacper Kowalski konsultował tę sprawę od strony prawnej w Polsce i Niemczech. Dowiedział się, że rzekomo nie jest to plagiat, ponieważ w książce „Habitat” nie zostały bezpośrednio wykorzystane jego własne pliki ze zdjęciami.
Jednak nie wszyscy adwokaci są zgodni. Magdalena Miernik-Grzesiowska, adwokatka świadcząca pomoc z zakresu prawa własności intelektualnej, uważa, że ograniczenie analizy prawnoautorskiej do pytania, czy książka wykorzystuje pliki ze zdjęciami innej książki fotograficznej, jest „zdecydowanie zbyt wąskim spojrzeniem na analizowaną sprawę”. „W sytuacjach, kiedy dokonujemy porównania elementów twórczych tak złożonych utworów, jak książka fotograficzna, analiza prawna powinna dotyczyć wszystkich elementów składających się na obie publikacje” – zdjęć, ale i projektu okładki, tekstów, grafik, komentarzy i wreszcie kompozycji jako całości – pisze na stronie Lookreatywni.pl. Jak stwierdza, analiza wszystkich elementów składowych obu książek prowadzi do wniosku, że książka „Habitat” Toma Hegena „jako całość jest łudząco podobna do kompozycji elementów twórczych” wcześniejszej książki Kacpra Kowalskiego.
„W obu można zauważyć realizację tych samych pomysłów na zdjęcia – pisze Miernik-Grzesiowska. Jednak pomysły – jako takie – nie są chronione przez prawo autorskie, ale już konkretne ich urzeczywistnienie może takiej ochronie podlegać” – kontynuuje ekspertka. W obu książkach zauważa powtarzające się podobieństwo w sposobie przedstawienia poszczególnych elementów twórczych, które jako całość składają się na jedną konkretną kompozycję. Ta z kolei podlega ochronie prawnoautorskiej. „W orzecznictwie i doktrynie najczęściej mówi się o ochronie kompozycji zdjęcia bądź kompozycji projektu graficznego, np. okładki książki. Moim zdaniem nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby o kompozycji – w konkretnych przypadkach – mówić również w kontekście książki fotograficznej jako całości” – zaznacza.
Jako przykład, w którym wykorzystanie kompozycji zdjęcia stanowiło naruszenie praw autorskich, adwokatka wymienia sprawę Fourniera przeciwko Ericksonowi z 2003 roku. Fotograf Frank Fournier negocjował wykorzystanie swojego zdjęcia w reklamie Microsoft Windows 2000, a kiedy negocjacje zakończyły się fiaskiem, odpowiedzialna za kampanię agencja reklamowa zatrudniła innego fotografa, który miał odtworzyć zdjęcie. Chodziło o pokazanie młodego biznesmena w swobodnym stroju idącego ulicą wśród innych biznesmenów, ubranych w garnitury. Sąd zgodził się, że nie ma ochrony dla pomysłu wykorzystania swobodnego stroju biznesowego, jednak istnieje ochrona dla wykorzystania niektórych elementów (upozowanie modela, kolorystyka, wybór konkretnych obiektów, oświetlenie itp.) składających się na ogólną koncepcję zdjęcia. Ostatecznie strony zawarły ugodę. Nawiązując do tej sprawy, Magdalena Miernik-Grzesiowska stwierdza, że istnieje duże prawdopodobieństwo, iż w „Habitacie” mogło dojść do wykorzystania elementów twórczych utworu pierwotnego, a tym samym – do naruszenia praw autorskich.
NIEPRZYZWOITE
O sprawę pytam prof. Winfrieda Bullingera, prawnika i jednego z czołowych niemieckich ekspertów od prawa autorskiego. – Orzecznictwo w Niemczech zakładało naruszenie praw autorskich, gdy chodziło o zdjęcia inscenizowane, a nie gdy fotografowano rzeczywistość w sensie dokumentacji – mówi Bullinger. W przypadku fotografii dokumentalnej (a taką są zdjęcia krajobrazu z lotu ptaka) nie prowadzi to do naruszenia praw autorskich. – Kradzież pomysłu na sfotografowanie z góry jakiegoś obiektu, np. innego mostu, nie jest w przypadku konkretnego zdjęcia naruszeniem praw autorskich. Mimo to można powiedzieć: to jest plagiat, to jest nieprzyzwoite – tłumaczy. Sytuacja jest jednak bardziej skomplikowana – zaznacza. – Jeśli mamy pewną dramaturgię w książce, pewien układ tematów, a następnie zostało przejęte ogólne wrażenie, bo dana osoba przejęła różne elementy (w tym np. elementy tekstowe), to ze względu na kompozycję pomysłów może również dojść do naruszenia praw autorskich w znaczeniu ścisłym – mówi.
(screen: magazyn "Press", nr 09-10/2024)
Biegły musiałby zatem porównać obie książki i decydujące byłoby ogólne wrażenie, a dokładnie układ różnych tematów i elementów. I jeśli „tkanka tej książki” została przejęta w taki sposób, że osobista twórczość intelektualna leżąca u podstaw dzieła została skopiowana, to mamy do czynienia z naruszeniem praw autorskich – zauważa prof. Bullinger.
Wskazuje na jeszcze jedną kwestię: w przypadku naruszenia praw autorskich odpowiedzialność może ponosić również wydawca – nawet jeżeli nie wiedział o naruszeniu tych praw. Wydawca książki Toma Hegena – Kerber Verlag – zaznacza, że nie wiedział o istnieniu pierwowzoru. – Każdy, kto zgłasza projekt i chce wydać u nas książkę, musi zapewnić, że zdjęcia są wolne od praw osób trzecich – informuje Anne Levke Vorbeck z działu PR Wydawnictwa Kerber w Berlinie. I zaznacza, że nie jest możliwe wyszukanie wszystkich możliwych źródeł inspiracji. Tyle że w tym przypadku źródło było tylko jedno.
Innego zdania jest specjalizujący się w fotografii publicysta Jens Pepper. – Rynek książek fotograficznych nie jest taki duży, aby nie znać publikacji nawet najmniejszych wydawnictw – mówi. I dodaje, że w momencie ukazania się pracy Toma Hegena Kacper Kowalski był już znanym fotografem.
Specjalista od prawa autorskiego prof. Ryszard Markiewicz stwierdza, że nie namawiałby Kowalskiego do pójścia drogą sądową, ale zaznacza, że powództwo o naruszenie prawa autorskiego w tej sprawie wcale nie musiałoby zostać oddalone. – Sędzia, porównując obie książki, musiałby znaleźć przejęte elementy o charakterze twórczym. Nie można wykluczyć, że uznałby zestaw pomysłów i kolejność za elementy chronione ze względu na daną kombinację – mówi prof. Markiewicz. Teoretycznie twórca mógłby też szukać ochrony w naruszeniu swoich dóbr osobistych. – Ale trudno byłoby to wygrać w sądzie – zauważa Markiewicz.
(screen: magazyn "Press", nr 09-10/2024)
Według niego sprawa Kowalski vs Hegen to na pewno uzasadniony przykład dotyczący braku oryginalności, powielania koncepcji, wtórności, co w środowisku artystycznym może zostać ocenione jako negatywna praktyka i rodzaj pasożytnictwa. – I być może jest to sprawa dla środowiskowej komisji etycznej – nie na gruncie prawa autorskiego, lecz dobrych obyczajów – wskazuje ekspert.
KOMPLEMENT
Środowisko fotografów jest podzielone, co widać po komentarzach pod postami Kacpra Kowalskiego. „Zapomnij o tym. Bądź dumny, że ktoś próbuje ciebie kopiować” – radzi jeden z internautów. „Wielu artystów kopiowało Picassa, ale Picasso jest tylko jeden. Potraktuj to jako komplement i dalej twórz swoje cuda (…)” – pisze inny.
Większość komentujących współczuje jednak Kowalskiemu i uważa, że Tom Hegen nie zasłużył na swoje nagrody, a przyznające je instytucje powinny je mu wręcz odebrać.
O stanowisko pytam organizatorów konkursu Red Dot, do których już na początku tego roku napisał Kacper Kowalski. Organizatorzy przyznają, że „podniesione przez pana Kowalskiego pytanie o to, gdzie kończy się dozwolona i pożądana inspiracja, a kiedy przechodzi ona w dozwolone, ale niepożądane lub nawet niedopuszczalne naśladownictwo, jest ciekawym pytaniem, które w pojedynczych przypadkach może też prowadzić do sporów”. „W tym przypadku taki spór wydaje się istnieć między panem Kowalskim a panem Hegenem. Wszyscy uczestnicy naszego konkursu wyraźnie gwarantują, że zgłaszając prace nie naruszają praw osób trzecich. Jeśli później miałoby się okazać, że zapewnienie to było fałszem, miałoby to oczywiście również konsekwencje dla nagrody. Mamy wówczas prawo do wycofania jej. Właśnie dlatego, że konsekwencje są tak poważne, decyzję o tym, czy doszło do niedozwolonego naśladownictwa, należy pozostawić zainteresowanym stronom (jeśli mogą osiągnąć porozumienie) i – w razie potrzeby – sądom. Nie chcemy i nie możemy ingerować w ten spór między dwiema stronami” – czytam w oficjalnym stanowisku organizatorów konkursu Red Dot. Czyli mówiąc prosto: możemy odebrać nagrodę, ale tego nie zrobimy do czasu, gdy nie wypowie się sąd.
Podobnie byłoby w przypadku nagrody ADC Germany, którą Tom Hegen dostał za swoją kreatywność. Organizatorzy konkursu wyjaśniają, że gdyby istniały zastrzeżenia co do oryginalności, autorstwa lub zasad konkurencji i gdyby potwierdzono te zastrzeżenia w procesie weryfikacji, „Habitat” zostałby wykluczony z konkursu. Nikt jednak takich zastrzeżeń w 2018 roku nie zgłosił.
POKOLENIE Y
Niemiecka fotografka Monica Menez coraz częściej zauważa podobne przypadki naśladownictwa. Jej zdaniem jest to problem młodego pokolenia fotografów. – Czasy się zmieniły, wszystko dzieje się szybciej, mamy media społecznościowe, gdzie skopiowanie kogoś nie jest wstydliwą rzeczą i nikomu nie przeszkadza. Tu liczą się lajki – mówi Menez.
(screen: magazyn "Press", nr 09-10/2024)
– Mojemu pokoleniu mówiono jeszcze, że musimy rozwinąć własny język w fotografii. Podziwialiśmy mistrzów, ale kopiowanie ich było dla nas blamażem – dodaje 50-latka. Teraz jej zdjęcia modowe są często wykorzystywane przez innych i np. malowane. – Jeśli te osoby wskazują na moją pracę jako źródło inspiracji, uznaję to za miłe, ale jeśli tego nie robią, jest to gorzkie doświadczenie – stwierdza.
Takie gorzkie doświadczenie z Tomem Hegenem ma na swoim koncie nie tylko Kacper Kowalski, ale i Jamey Stillings. Amerykański fotograf i artysta znany jest przede wszystkim ze swoich zdjęć lotniczych, dokumentujących projekty energii odnawialnej i wpływ człowieka na środowisko. W latach 2010–2015 Stillings intensywnie fotografował rozwój energii odnawialnej na całym amerykańskim Zachodzie. Wykonał 19 lotów nad Ivanpah Solar i sześć nad Crescent Dunes Solar, czego efektem była m.in. wielokrotnie nagradzana książka „The Evolution of Ivanpah Solar” z 2015 roku.
Kiedy w Niemczech ukazał się „Habitat” Toma Hegena, Stillings był pod wrażeniem tej książki. Kupił egzemplarz i napisał do autora. „Tom również podziwiał moje prace lotnicze i zamówił już »The Evolution of Ivanpah Solar«” – relacjonuje Stillings. W czerwcu 2021 roku Amerykanin dowiedział się, że Tom fotografuje na amerykańskim Zachodzie i skontaktował się z nim. Wysłali do siebie kilka e-maili. Tom napisał: „Skupiam się głównie na krajobrazach stworzonych przez człowieka, takich jak kopalnie, rolnictwo i place budowy”. Niecały rok później Stillings dowiedział się o serii „Solar” Toma Hegena. „Byłem zszokowany, że Tom zdecydował się sfotografować Ivanpah Solar i Crescent Dunes Solar, biorąc pod uwagę, że był bardzo dobrze zaznajomiony z moją pracą nad tymi obiektami energii odnawialnej” – relacjonuje. „Od czasu premiery »Solar Series« kontakt z Tomem nie był dla mnie komfortowy” – przyznał Jamey w korespondencji z Kacprem Kowalskim.
„Tom i ja nigdy się nie spotkaliśmy ani nie odbyliśmy rozmowy telefonicznej lub wideo, chociaż komunikowaliśmy się za pośrednictwem poczty elektronicznej między lipcem 2019 a październikiem 2021 roku” – odpisuje mi Jamey, kiedy pytam o sprawę z Tomem Hegenem. „Podejrzewam, że gdybym spotkał Toma, polubilibyśmy się. Moje rozczarowanie nim polega na tym, że raz po raz wybiera tematy, które zostały już dobrze udokumentowane przez innych fotografów, i często robi to w bardzo podobnym do nich stylu. Dla mnie jest to fotograficzny odpowiednik »coveru piosenki«, ale bez uznania dla fotografów, których naśladował. Nie pomogło to jego reputacji wśród innych fotografów lotniczych” – pisze Stillings.
Jamey Stillings nie porównał nigdy zdjęć zrobionych przez Toma Hegena ze swoimi, ale poruszył go fakt, że podczas pobytu w USA Tom zataił przed nim decyzję o fotografowaniu tych samych obiektów. Dzisiaj Jamey chętnie by go o to zapytał. „Tom jest utalentowanym i ambitnym fotografem lotniczym. Zachęcam go do wykorzystania swoich talentów do dalszego rozwijania osobistych i unikalnych sposobów widzenia (tak jak to zrobił w przypadku projektu »The Floating Market Series«). Chciałbym też, aby dawał wyraz swoim inspiracjom, okazując w ten sposób uznanie innym fotografom” – podsumowuje Jamey Stillings.
Ale czy Tom Hegen jest gotów to zrobić? Kiedy pytam go o zajęcie stanowiska, kilka razy wskazuje na „demokratyzację fotografii lotniczej”, do której doszło w ostatnich dziesięcioleciach. Teraz zajmują się nią setki, a nawet tysiące ludzi – mówi.
To chyba dobry powód, by relacje miedzy nimi regulowały nie tylko kodeksy etyczne, ale i prawo.
***
Ten tekst Katarzyny Domagały-Pereiry pochodzi z magazynu "Press" – wydanie nr 09-10/2024. Teraz udostępniliśmy go do przeczytania w całości dla najaktywniejszych Czytelników.
„Press” do nabycia w dobrych salonach prasowych lub online (wydanie drukowane lub e-wydanie) na e-sklep.press.pl.
Czytaj też: Nowy „Press” – Katarzyna Kasia, Solorz, odejścia szefów RMF, a także TVP PiS Bis
Katarzyna Domagała-Pereira