„Więzy krwi”
Jean Hatzfeld
Wydawnictwo Czarne
Wołowiec 2017
Francuski reporter Jean Hatzfeld wrócił do Rwandy, żeby się dowiedzieć, czy ludobójstwo z 1994 roku odcisnęło piętno na dzieciach tych, którzy wtedy mordowali i byli mordowani. Hatzfeld zna ten temat, to już jego czwarta książka o Rwandzie (poprzednie to: „Nagość życia. Opowieści z bagien Rwandy”, „Sezon maczet”, „Strategia antylop”). W tej najnowszej nie ma jednak krwawych opisów, jak to członkowie plemienia Hutu w cztery miesiące zamordowali maczetami ok. 1 mln Tutsi. Bohaterowie tej książki byli zbyt mali, żeby to zapamiętać, albo nie było ich jeszcze na świecie. W Rwandzie po ludobójstwie wprowadzono politykę, która ma leczyć rany po samobójstwie. W domach rodzice z dziećmi też niezbyt chętnie o tym rozmawiają. Hutu i Tutsi siedzą obok siebie w szkolnych ławkach i w kościołach. W szkołach dzieci co prawda dowiadują się o krwawej przeszłości, lecz bez zbędnych szczegółów, które mogłyby na nowo rozpalić nienawiść. Nastolatkowie, którzy wtedy byli małymi dziećmi, opowiadają reporterowi, że między sobą też rzadko rozmawiają o tym, co robili ich rodzice w 1994 roku i jak potoczyły się losy ich rodzin po ludobójstwie. Skrywana nienawiść czasami jednak wybucha i między uczniami dochodzi do przemocy.
Dzięki reporterskiemu kunsztowi Hatzfelda znowu możemy zobaczyć, co się dzieje za zasłoną zaciągniętą przez władze Rwandy. Autor odwiedza niektórych z bohaterów swoich poprzednich książek i rozmawia z ich dziećmi. Odkrywa ból i liczne traumy, które są udziałem kolejnego pokolenia. „Nie wiem, ile pokoleń musi jeszcze minąć, by młodzi Tutsi i Hutu mogli się wspólnie śmiać i nawiązywać przyjaźnie” – mówi mu 19-letnia Ange Uwase.
(MAK, 02.01.2018)