Krzysztof Zyzik: polityk musi być odporny na nawet bardzo ostrą krytykę
Krzysztof Zyzik, redaktor naczelny "Nowej Trybuny Opolskiej (fot. Nto.pl)
Sąd Rejonowy w Opolu uniewinnił autorów ”Nowej Trybuny Opolskiej” w sprawie karnej, jaką wytoczył gazecie poseł Janusz Sanocki. Sanocki poczuł się dotknięty tytułem zamieszczonym na pierwszej stronie: „Czy Opolanie wybrali chama na posła”. Poseł nie zakwestionował treści artykułu, w którym gazeta podała liczne przykłady jego chamskiego zachowania.
Sąd uznał, że autorka tekstu Ewa Bilicka i redaktor naczelny Krzysztof Zyzik nie dopuścili się znieważenia polityka.
Poniżej fragmenty wystąpienia w sądzie Krzysztofa Zyzika, redaktora naczelnego „Nowej Trybuny Opolskiej”:
Wysoki Sądzie, pozew ze strony Pana Posła Janusza Sanockiego przyjąłem ze zdumieniem. Od lat obserwuję bowiem jego karierę i wiem, że z używania dosadnego, ostrego, a momentami chamskiego języka uczynił on jeden ze swoich znaków rozpoznawczych. Że potrafi on publicznie nazwać zachowanie posłanki Kamili Gasiuk-Pichowicz chamskim, natomiast – jak wynika z treści pozwu – obraża go dywagowanie gazety, czy aby on sam nie zachowuje się czasem jak cham. Pobrzmiewa tu echo przysłowia szczególnie popularnego w PRL: co wolno wojewodzie…
(…)
Pan Poseł Janusz Sanocki nie zaprzecza, że używa wulgarnego języka. Mało tego, dowodził tutaj na sali, że jest to jedna z form ekspresji, głęboko osadzona w tradycji polityki. Tylko na jedno Pan Poseł nie wyraża zgody: by równie ekspresyjnego języka używano wobec niego, bo wtedy jego to znieważa. On się nie godzi, by w taki sposób oceniali go dziennikarze, choć sam łączy te dwie role – polityka oraz dziennikarza i wydawcy. Jemu wolno publicznie zarzucać posłance opozycji chamstwo, ale mediom nie wolno tak pisać o nim. Tu dotykamy sedna problemu. Bo od 28 lat mamy w Polsce ustrój demokratyczny. Pełen wad i niedoróbek, ale demokratyczny. Mamy wolność słowa, która jest tej demokracji nieodłącznym elementem. Gazety nie realizują już linii jedynie słusznej partii, choć niektórym politykom się znowu taka rzeczywistość marzy. Ba, nawet przejęcie niezależnych gazet zapowiadają. Do niedawna wydawało mi się, że Pan Sanocki, a przynajmniej ta dziennikarska część jego osobowości, dobrze rozumie rolę mediów w demokratycznym społeczeństwie. Przecież jeszcze 8 września 2011 pisał on w otwartym liście do grupy prawicowych publicystów: „Zwracam się do Was, jako do dziennikarzy, których cenię, z prośbą o wyjaśnienie, czy dziennikarz w wolnym kraju, jakim jest rzekomo Rzeczpospolita Polska, ma prawo przekazywać czytelnikom informacje zgodnie ze swoimi spostrzeżeniami, stanem faktycznym i sumieniem, czy też ma obowiązek stosować się do zarządzeń władz”. To było po fali krytyki, jaka spadła na Pana Sanockiego, kiedy chwalił niektóre aspekty funkcjonowania reżimu na Białorusi. Dziś, kiedy Pan Sanocki sam jest częścią owej władzy, wytacza niezależnemu dziennikowi proces, byśmy nie mogli już – wrócę do cytatu z Janusza Sanockiego-dziennikarza – „przekazywać czytelnikom informacji zgodnie ze swoimi spostrzeżeniami, stanem faktycznym i sumieniem”.
(…)
Wysoki Sądzie – raz jeszcze podkreślę – taka krytyka, takie ocenianie polityków, czasem ostre i dosadne, nie jest ani czymś nadzwyczajnym, ani nagannym. Przeciwnie, jest koniecznym elementem ładu demokratycznego, w którym – co wynika z europejskiego orzecznictwa – polityk musi być odporny na nawet bardzo ostrą krytykę, mieć grubszą skórę nie tylko od zwykłego obywatela, ale także przedstawicieli innych zawodów zaufania publicznego. Na to, że polscy dziennikarze są traktowani przez sądy zbyt rygorystycznie jak na standardy Unii Europejskiej, a ochrona dobrego imienia polityków jest zbyt szeroka, często zwraca zresztą uwagę Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu.
(...)
(31.10.2017)