Spot o Polsce nie musi uczyć historii i topografii, ale ma realizować cele promocyjne
Kadry ze spotu "Where the unbelievable happens"
Nowy spot promujący Polskę jest powszechnie chwalony za realizację i krytykowany za niezgodność z rzeczywistością. Eksperci pytani przez "Presserwis" podkreślają, że w reklamie nie chodzi o faktograficzną wierność, ale wywołanie zamierzonej reakcji u widza. Główny zarzut, jaki mają, to właśnie brak wyraźnego celu jaki ten film ma osiągnąć.
W piątek Ministerstwo Spraw Zagranicznych opublikowało w Internecie kolejny spot promujący Polskę za granicą. Spot za 1,4 mln zł rozpoczyna się od rozmowy dwóch chłopców w szkolnej ławce. "Widziałem tam niesamowite rzeczy" - mówi szeptem jeden z nich, wspominając wycieczkę do Polski. Opowiada drugiemu o smoku wawelskim ziejącym ogniem, górach, największych polskich miastach, legendach i bohaterach. Opowieść przypomina bajkę, która kończy się hasłem "Where the unbelievable happens" ("Polska. Gdzie niewiarygodne staje się rzeczywistością"). Klip odsyła do serwisu Polska.pl.
Film wyreżyserował Paweł Borowski, za zdjęcia odpowiada Tomasz Naumiuk. Produkcją zajął się dom produkcyjny Opus Film, zaś postprodukcją - Platige Image.
Krytycy spotu dostrzegli już, że w spocie posłużono się zmanipulowanymi obrazami Polski: niektórym zabrakło krzyża na Giewoncie i na sztandarze walczących pod Grunwaldem, innym przeszkadza, że bohaterowie filmu parkują w miejscu niedozwolonym, a jeszcze inni odkryli, że na jednym z ujęć wmontowano warszawskie wieżowce do panoramy miasta w miejscu, w którym ich w rzeczywistości nie ma.
Paweł Borowski, twórca scenariusza, w rozmowie z Gazeta.pl, tłumaczy, że: "film budują obrazy, które wyobraża sobie młody chłopak, słuchając opowieści kolegi. Kiedy słyszy o śpiącym kamiennym wielkoludzie, trudno żeby wyobraził go sobie z krzyżem na nosie".
Lech C. Król, właściciel i dyrektor kreatywny agencji Adwertajzing, podkreśla, że w reklamie nie chodzi o faktograficzną wierność, a wywołanie zamierzonej reakcji u widzów. - Wygląda na to, że celem autorów "Where the unbelievable happens" jest zainteresowanie obcokrajowców Polską. Nie chodzi o naukę historii Polski ani topografii naszej stolicy – mówi Król. I rozwija: - Ważne jest, czy rozważą Polskę jako potencjalny cel swojej podróży. Tylko tyle można rozsądnie oczekiwać od promocyjnego spotu, choć niektórym wydaje się to niewiarygodne - dodaje Lech C. Król.
- Wreszcie powstał spot, który spełnia wymogi promocji regionu bądź kraju. Jest oparty o wrażenia, emocje i doświadczenia, a nie suche fakty, dotyczące historii, inwestycji czy liczby turystów odwiedzających rocznie nasz kraj - komentuje Karol Gajewski, managing & advertising ace w agencji ACEpm.
Michał Siejak, dyrektor zarządzający agencji NuOrder, uważa, że zamiast spierać się o brak krzyża na Giewoncie, należy zastanowić się nad spójnością tego spotu ze strategią promocji Polski, która zakłada pokazanie zagranicy, iż jesteśmy europejskim krajem z bardzo dobrym zapleczem do robienia interesów. - Nie jestem w stanie zrozumieć, jakiej reakcji oczekujemy od zagranicznego widza tego filmu? Czy ma tu przyjechać jako turysta? Czy może ma z nami robić interesy? Czy może ma tu zbudować fabrykę? Ciężko mi sobie wyobrazić brief, jaki towarzyszył powstaniu tego spotu - mówi Siejak. Zauważa, że nie ma on nic wspólnego z biało-czerwoną sprężyną, która ma być nowym logo promującym Polskę (takie logo przygotowane przez Wally Olinsa proponuje Stowarzyszenie Komunikacji Marketingowej SAR wspólnie z Krajową Izbą Gospodarczą, Konfederacją Lewiatan oraz Pracodawcami RP).
"Spot ma w pierwszej kolejności służyć polskim placówkom dyplomatycznym w działaniach promocyjnych za granicą, ma też być wykorzystany w związku z nową odsłoną portalu internetowego www.polska.pl" - informuje biuro rzecznika prasowego Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Szerszą kampanię reklamową z wykorzystaniem tego filmu zaplanowano na 2015 rok.
Witold Koroblewski, dyrektor kreacji agencji Ambasada Brand Communications, chwali spot za realizację, ale też zauważa brak spójności z innymi działaniami promującymi nasz kraj za granicą. - Bo gdzie podziała się sprężyna tak żarliwie broniona przez niektóre branżowe autorytety przez przypadek mniej lub bardziej bezpośrednio zaangażowane w jej tworzenie? Przecież, jako nowe logo Polski, powinna być, nawet jeśli nie centralnym punktem filmu, to przynajmniej elementem graficznym na jego zakończenie - mówi Koroblewski. Zwraca uwagę, że na stronie www.polska.pl widnieje stare logo z latawcem.
(DR, 04.11.2014)