Dział: PRASA

Dodano: Marzec 13, 2016

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Ranking Piotra Adamczewskiego

"Choć bardzo ograniczyłem swoją lekturę prasy, słuchanie radia i – to najbardziej – obcowanie z telewizorem, to jednak bakcyl zawodowej ciekawości i narkotyk, jaki stanowią informacje, jest we mnie tak głęboko wszczepiony, że całkiem odciąć się od mediów nie potrafię" - pisał Piotr Adamczewski dla "Press" w listopadzie 2014 roku.

Codziennie więc zaczynam ranek tuż przed siódmą od włączenia TOK FM. Nie grozi mi bowiem w tej stacji łupanka muzyczna bum, bum, bum dobiegająca ze wszystkich innych od bladego świtu. Tu dla odmiany zagrożenie stanowią niektórzy komentatorzy polityczni przewidywalni do samej głębi ich jestestwa. Wstaję więc, by zaparzyć herbatę (a w moim przypadku proces ten trwa wystarczająco długo), gdy „Poranek” prowadzi Tomasz Sekielski wiedzący wszystko i na każdy temat znacznie lepiej niż zapraszani do studia eksperci. Mam podobne uczulenie na dziennikarzy niepokornych, takich jak Piotr Zaremba, którzy nie zwracają uwagi na to, co mówią ich polemiści, tylko powtarzają swoje opinie w coraz ostrzejszej formie. Do tej grupy radiowych zajadłych przeciwników wszystkich i wszystkiego, co bywa określane jako lewicowe, zaliczam także Piotra Semkę i Dominika Zdorta. Dla równowagi dodam do tego bukietu Romana Kurkiewicza z przeciwnego obozu, który w swych wystąpieniach nie waha się obrażać interlokutorów. Są na szczęście ludzie radia, których słucham z przyjemnością, choć są to głównie dziennikarze lub uczeni zajmujący się problemami kultury. Rozmowy Andy Rottenberg z Anną Wacławik-Orpik o sztuce są najlepszym tego przykładem. W radiowej Dwójce na podobny temat (o malarstwie i rzeźbie) z równym wdziękiem i głęboką wiedzą mówi dr Bożena Fabiani. W drodze w samochodzie najczęściej słucham RMF Classic, ale tylko pod warunkiem, że nie dręczy mnie muzyką z „Gwiezdnych wojen”, które to okropieństwo uparcie ta stacja lansuje. Wówczas uciekam do Jedynki, zwłaszcza gdy audycje prowadzą Małgorzata Raducha lub Roman Czejarek. Obydwoje charakteryzują się doskonałym wyczuciem, jak daleko dziennikarz może się posunąć w zgłębianiu wnętrza swoich rozmówców. W południe sięgam po słowo drukowane. Dzienniki ograniczyłem w ostatnim czasie do „Gazety Wyborczej”, a w sezonie letnim (od kwietnia do października) dodaję do tego dwie gazety regionalne konkurujące ze sobą w Pułtusku („Tygodnik pułtuski” i „Gazeta powiatowa”), tam bowiem spędzam większość czasu. W „Wyborczej” z radością obserwuję rozwój Pawła Wrońskiego, który wyrósł na czołowego komentatora tej gazety. Drapieżność Agnieszki Kublik i jej dociekliwość odstręcza mnie od lektury, ponieważ wydaje mi się to dziennikarstwo nadto przewidywalne. Wiem też z góry, co ma mi do powiedzenia prof. Magdalena Środa, a także Monika Olejnik. I choć często podzielam ich opinie, to żal mi czasu poświęcanego tej lekturze. Zwłaszcza że sam charakter mam raczej łagodny i połajanek unikam. Gazety prowincjonalne informują mnie o sprawach najważniejszych: co dzieje się na miejscowych targowiskach, które drogi w okolicy stały się nieprzejezdne lub co słychać na pułtuskim uniwersytecie, czyli w Wyższej Szkole Humanistycznej. O tygodnikach zmilczę, bo własnej redakcji nie wypada chwalić, a pozostałe (tu wyjątkiem „Tygodnik Powszechny”) tak się tabloidyzują, że gdybym lubił ten rodzaj dziennikarstwa, to sięgałbym raczej do źródeł i czytał „Fakt” lub „Super Express”. Najjaskrawszym przykładem na potwierdzenie tego sądu jest okładka „Wprost” poświęcona prof. Janowi Hartmanowi. I na koniec telewizje. Dawniej byłem namiętnym widzem TVN i TVN 24. Dziś ta mania minęła dzięki przesłuchaniom prowadzonym na wizji przez Andrzeja Morozowskiego czy Monikę Olejnik. Żal mi ich ofiar, nawet jeśli zupełnie nie zgadzam się z wyrażanymi przez nie poglądami czy opiniami. Choć sam przesłuchiwany byłem tylko raz i to przed 30 laty, niechęć do tego typu rozmów pozostała mi na zawsze. Był moment, że wahałem się, czy nie porzucić „Faktów” TVN na korzyść „Wiadomości” TVP, ale wybił mi to z głowy Krzysztof Ziemiec swoim zacięciem ministranta wpatrzonego w cuda księdza Bashobory. Naiwnie też czekałem na to, że Piotr Kraśko lub inny szef TVP 1 odetnie się od tej megamanipulacji. Z obowiązku jako krytyk kulinarny i autor książek z tej tematyki czasem spoglądam, co słychać w widowiskach typu „Master Chef” czy „Kuchenne Rewolucje”. Widząc, że głównym zajęciem prowadzących jest upokarzanie uczestników, wyłączam telewizor i poświęcam się lekturze pamiętników, dzienników czy dzieł historycznych. Czuję błogi spokój i przyjemność. A o tym, kto i kogo obraził lub wdeptał w błoto, i tak się dowiem podczas robienia zakupów w gminnym supermarkecie w Zatorach.
Piotr Adamczewski (przez wiele lat był sekretarzem redakcji „Polityki”, krytykiem kulinarnym „Polityki” i radia Tok FM)

(13.03.2016)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.