Sąd potwierdził prawo felietonisty do zjadliwej krytyki, Ziemkiewicz nie musi przepraszać Michnika
Rafał Ziemkiewicz (fot. Karol Piechocki/Press)
Sąd Apelacyjny oddalił apelację Adama Michnika od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie, który rok temu nie uwzględnił jego pozwu wobec Rafała Ziemkiewicza. Redaktor naczelny "Gazety Wyborczej" domagał się od felietonisty przeprosin. Zdaniem sądu Michnik jest osobą publiczną, wobec której granice dopuszczalnej krytyki są szersze niż zwykłych osób, a ponadto "może on reagować w swej gazecie na wystąpienia swych oponentów".
Michnik pozwał Ziemkiewicza (autora m.in. książki pt. "Michnikowszczyzna") o ochronę dóbr osobistych za fragment jego felietonu w "Gazecie Polskiej" z 2012 roku. Uważa, że pozwany sugerował jego nielegalne związki z wymiarem sprawiedliwości. Wnosił by sąd nakazał przeprosiny i wpłatę przez Ziemkiewicza 50 tys. zł na Zakład dla Niewidomych w Laskach.
Ziemkiewicz twierdzi, że publicysta ma prawo wyraziście przedstawiać swe opinie w felietonie. Przypominał przed sądem wygrane przez Michnika lub Agorę SA procesy o ochronę dóbr osobistych, m.in. wobec Jarosława M. Rymkiewicza, co - zdaniem Ziemkiewicza - "budzi poczucie krzywdy".
Sąd Okręgowy uznał, że nie doszło do naruszenia dóbr osobistych Michnika, a pozwany nie przekroczył granic dopuszczalnej krytyki i działał w interesie społecznym, jakim jest swoboda wypowiedzi. Jak mówiła sędzia SO Anna Pogorzelska, pozwanemu chodziło nie o korzystanie przez Michnika z metod terroru, ale tylko z "drogi procesu sądowego". Nawet jeśli zwrot może uwłaczać sędziom, powód nie ma legitymacji, by występować w ich imieniu - dodała. Jej zdaniem słów pozwanego nie można rozumieć jako zarzutu skorumpowania sędziów przez powoda.
Sędzia oświadczyła też, że chcąc zwalczać nieprawdziwe zarzuty, powód nie musi wytaczać procesów i można oczekiwać od niego - jako szefa dużej gazety - "ponadprzeciętnego" poziomu odporności wobec stwierdzeń, które "nie pociągają negatywnych dla niego skutków". Według SO określenie "rozgrzani sędziowie" to właściwy dla felietonu środek literacki oraz nawiązanie do słów Bronisława Komorowskiego po wygranym przezeń procesie z Jarosławem Kaczyńskim w kampanii prezydenckiej w 2010 roku.
Adam Michnik złożył od tego wyroku apelację. Sąd Apelacyjny uznał, że doszło wprawdzie do naruszenia dóbr osobistych powoda i mógł on poczuć się dotknięty, ale działanie pozwanego nie było bezprawne.
Uzasadniając wyrok, sędzia SA Krzysztof Tucharz powiedział, że należy się zgodzić z apelacją, iż o tym czy dana wypowiedź narusza dobra osobiste, nie może przesądzać to, czy wywołała ona dla powoda jakieś negatywne konsekwencje. Powód nie musi zaś tego wykazywać. Ale sędzia dodał, że nie można wyciągać tak daleko idących wniosków, jak powód co do znaczenia słów o "terroryzowaniu przy pomocy usłużnych sędziów". Według SA zwrotu "terroryzować" w kontekście całego felietonu pozwanego nie można rozumieć dosłowne, a słowo "usłużny" nie oznacza "znajdujący się na czyichś usługach" i nie sugeruje by powód oddziaływał zakulisowo na sędziów.
SA uznał, że nie jest bez znaczenia, iż inkryminowane słowa padły w felietonie i napisał je publicysta, a nie dziennikarz. SA potwierdził prawo do krytyki nawet zjadliwej, ale nie obraźliwej. Sędzia Tucharz dodał, że Michnik jest osobą publiczną, wobec której granice dopuszczalnej krytyki są szersze niż zwykłych osób, a ponadto "może on reagować w swej gazecie na wystąpienia swych oponentów". Sędzia podkreślił, że procesy cywilne wytaczane przez powoda "nie miały odosobnionego charakteru" i mogły być postrzegane jako "hamowanie dyskursu ideowego".
Pełnomocnik Michnika radca prawny Piotr Rogowski powiedział PAP, że SA odmówił Michnikowi prawa do sądu. Dodał, że SA ośmieszył też tym wyrokiem niedawne oświadczenie prezesów Sądu Najwyższego, Trybunału Konstytucyjnego i Naczelnego Sądu Administracyjnego na temat słów o sędziach wypowiedzianych przez Jarosława Kaczyńskiego 13 grudnia. (PAP)
(MW, PAP, 20.12.2014)