Dział: PRASA

Dodano: Kwiecień 04, 2014

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Żądania Moniki Olejnik wobec tygodnika "W Sieci" to broń obosieczna

Spór Moniki Olejnik z tygodnikiem "W Sieci" dotyczy wydania z grudnia 2013 roku

Żądanie Moniki Olejnik, aby sąd zabronił tygodnikowi "W Sieci" (Fratria) pisania o jej  życiu prywatnym, zawodowym i poglądach, to broń obosieczna. Nawet jeżeli zakaz ten miałby obowiązywać tylko w ramach zabezpieczenia roszczeń, jakie dziennikarka ma wobec tygodnika. Są jednak tacy, którzy rozumieją postępowanie Olejnik i  zrobiliby to samo.

W związku z tekstem tygodnika "W Sieci" pt. "Dzieci esbeków i ludzie PZPR rządzą w mediach" (z grudnia ub.r.) Monika Olejnik zapowiada złożenie do sądu pozwu. Najpierw jednak jej prawnicy w ramach zabezpieczenia roszczeń złożyli wniosek, by na czas trwania przyszłego procesu tygodnik "W Sieci" nie pisał m.in. o jej biografii i poglądach. Sąd Okręgowy w Warszawie tego żądania nie uwzględnił, nakazał jedynie wydawcy tygodnika, aby nie rozpowszechniał fotomontażu z okładki wydania ze spornym tekstem, na której jest ona zestawiona z generałem Wojciechem Jaruzelskim.
W tym tygodniu "W Sieci" napisało o żądaniach Olejnik w tekście okładkowym "Co chce ukryć Monika Olejnik?". Michał Karnowski, członek zarządu wydawnictwa Fratria, podkreśla, że Olejnik nie jest prywatną osobą, więc nie może żądać, aby media o niej nie informowały. - Mogę tylko wyrazić zdumienie. Czytam teksty pani Moniki Olejniki, słucham jej audycji, jest osobą będącą symbolem niezależności dziennikarskiej, głębokiego przekonania, że w sferze publicznej niewiele jest tabu – mówi Karnowski.
Sama Olejnik nie chciała się wypowiadać w sprawie swoich żądań. Odesłała nas do swoich prawników. Kancelaria Brudkowski i Wspólnicy, reprezentująca dziennikarkę, w odpowiedzi na nasze pytania przysłała oświadczenie, w którym tłumaczy, że żądanie powstrzymania się "W Sieci" od publikacji na temat jej biografii spowodowane było "powtarzającymi się atakami na dobra osobiste pani Moniki Olejnik".
Tomasz Sekielski, dziennikarz TVP, nie posunąłby się do wystosowania takiego żądania wobec jakiejkowiek redakcji. – Skoro dziennikarze mają prawo prześwietlania innych, patrzenia im na ręce i zaglądania w kieszenie, to nie możemy stawiać siebie ponad prawem, z którego sami korzystamy. Gdybym uznał, że ktoś kłamie i narusza moje dobra osobiste, to wytoczyłbym mu proces, ale nigdy nie wnosiłbym o taki prewencyjny zakaz - mówi Sekielski.
Wtóruje mu Cezary Gmyz z "Tygodnika do Rzeczy": - Dziennikarz, jak każdy obywatel może korzystać z przysługujących mu praw, ale w tym wypadku mamy do czynienia z osobą publiczną i tu zakaz sądowy jest kompletnie bez sensu - mówi. - Gdyby wszystkie osoby publiczne pozywały gazety za tego typu okładki, na których przedstawiono je w krytycznym świetle, to każda kwalifikowałaby się do zakazu sądowego i to byłoby po prostu absurdalne – dodaje Gmyz.
W środowisku nie brakuje jednak zrozumienia dla Moniki Olejnik. Według Wojciecha Czuchnowskiego z "Gazety Wyborczej" dziennikarzowi wolno wystąpić do sądu z takim żądaniem. – Jest cała grupa dziennikarzy w Polsce, którzy tak jak Monika Olejnik są całkowicie bezbronni wobec szaleństwa lustratorów z prawicy korzystających z dostępu do akt IPN – tłumaczy Czuchnowski. I dodaje: – Tego typu plugawe publikacje nie mają nic wspólnego z poruszaniem poglądów danego dziennikarza, ale są szczuciem.
Podobnego zdania jest Roman Osica, dziennikarz śledczy RMF FM: – Jeżeli jest to w formie zabezpieczenia powództwa, to jest to słuszne. Nie odbieram tego w kategoriach moralnych, tylko normalnych czynności procesowych. Jeśli prawo dopuszcza takie instrumenty, to mamy prawo z nich korzystać – uważa Osica.
Dominika Bychawska-Siniarska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka zaznacza jednak, że instytucja zabezpieczenia powództwa budzi wątpliwości w świetle Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który uważa to za tzw. uprzednie ograniczenie. - W takich przypadkach sądy powinny ostrożnie podchodzić do stosowania zabezpieczenia powództwa, bo gdyby żądania uznawano za każdym razem, to mogłaby to być zbyt daleko idąca ingerencja w wolność słowa redakcji – mówi Dominika Bychawska-Siniarska.
- Zabezpieczenia w sprawach między dziennikarzami mogą mieć sens tylko wtedy, gdy chodzi o oczywiste kłamstwo – tłumaczy Tomasz Ejtminowicz, radca prawny Agory. - Aby ustalić, czy coś jest prawdą, czy nastąpiło naruszenie dóbr osobistych, do tego niezbędny jest normalny proces, w którym weryfikuje się świadków, dowody, ocenia się dziennikarską rzetelność, kryteria, jakimi kierowali się przy publikacjach - mówi Ejtminowicz. Jego zdaniem zabezpieczenia roszczeń w przypadku mediów to broń obosieczna. - Tylko wtedy, kiedy mamy do czynienia z oczywistym kłamstwem, którego dalsze kolportowanie, powielanie, archiwizowanie w Internecie, rzeczywiście wyrządza jakieś szkody, wtedy to zabezpieczenie ma sens. Natomiast w każdej innej sytuacji takie działanie dziennikarza obraca się przeciwko niemu – podsumowuje Ejtminowicz.

(DR, MAL, 04.04.2014)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.