Dział: PRASA

Dodano: Kwiecień 13, 2007

Narzędzia:

Drukuj

Drukuj

Przepychanka między dziennikarzami a obstawą premiera

Kilkoro dziennikarzy poturbowali funkcjonariusze BOR w piątek w Sejmie, wśród nich Katarzyna Kolenda-Zaleska (Fakty TVN), Tomasz Machała (Polsat), Beata Lubecka i Jacek Czarnecki (oboje Radio Zet) i Marcin Graczyk (Radio Tok FM).

Reporterzy chcieli zadać pytania premierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu przed spotkaniem klubu PiS w sprawie prezydenckiej poprawki do konstytucji. Czekali na premiera ponad godzinę. – Zadzwoniłam do rzecznika rządu Jana Dziedziczaka, kiedy przyjdzie premier, odpowiedział, że zaraz będzie – opowiada Katarzyna Kolenda-Zaleska. Faktycznie chwilę później pojawił się premier. - Staliśmy przed wejściem do Sejmu w tym samym miejscu, gdzie zwykle stoimy – opowiada Tomasz Machała.– Przyjechał w tak dużej obstawie, jakby w Sejmie był Osam Bin Laden, albo kilku pomniejszych terrorystów, a przecież w Sejmie nic takiego się nie działo – ocenia Kolenda-Zaleska. Premier nie odpowiedział na pytania dziennikarzy, tylko w obstawie BORowców szedł dalej. – Gdyby zatrzymał się i powiedział, że wypowie się po spotkaniu z klubem, nie byłoby problemu – uważa Kolenda-Zaleska. - Kiedy ruszyliśmy za nim, ochroniarze w wyjątkowo brutalny sposób uniemożliwili nam kontakt z premierem – opowiada Tomasz Machała. - Ucierpiała marynarka Marcina Graczyka, Jacka Czarneckiego z Radia Zet ktoś mocno złapał w okolicach pachy. Ja stałem w pierwszym rzędzie, tak, żeby mieć jak najlepszy kontakt z Kaczyńskim, i w pewnym momencie napór ochroniarzy z przodu i opór dziannikarzy z tyłu okazał się tak duży, że przewróciłem się na Kasię Kolendę-Zaleską – mówi Machała. Katarzyna Kolenda-Zaleska z przepychanki wyszła z guzem i posiniaczonymi nogami, Beata Lubecka zgubiła okulary poturbowany został też Tomasz Machała. - Do mnie podszedł ochroniarz, mimo że nie byłem bardzo blisko premiera, szarpał mnie i odsuwał. Cóż, podszewka w marynarce się rozerwała - opowiada Marcin Graczyk. - 15 lat pracuję w Sejmie, wielu ważnych polityków tu bywało, a z czymś takim się nie spotkałam – komentuje Kolenda-Zaleska. - Byłem w wielu parlamentach w Europie i na świecie i nigdzie nie spotkałem się z taką liczbą ochroniarzy - mówi Marcin Graczyk. - W całej tej sytuacji premier nie wypowiedział ani słowa. Ani o tym, że odpowie na nasze pytania w innym czasie, ani żadnych przeprosin. Tylko patrzył, z lekka się nawet uśmiechając – dodaje Machała. Tymczasem Marcin Graczyk usłyszał z ust premiera jedno zdanie rzucone w kierunku Katarzyny Kolendy-Zaleskiej: - Spadły pani buty. Tomasz Machała uważa, że takie zachowanie ostatnio stało się normą. Przypomina, że dwa tygodnie temu doszło w Sejmie do podobnego incydentu. - Tomek został wówczas mocno odepchnięty, a ja dostałem łokciem w żebro - opowiada o tamtym zdarzeniu Graczyk. - Sytuacja wyglądała dramatycznie - twierdzi Dariusz Aleksandrowicz, rzecznik prasowy BOR . - Dziennikarze nieprzewidywalnie rzucili się w kierunku premiera, a BOR bronił go przed ich naporem tłumu. To stworzyło zagrożenie, bo nawet przyjazny tłum bywa niebezpieczny - mówi Aleksandrowicz. Jego zdaniem wina leżała po stronie dziennikarzy, którzy próbowali wymusić na premierze wypowiedzi zastępując mu drogę.

(BW, KRP, MAW, 13.04.2007)

* Jeśli znajdziesz błąd, zaznacz go i wciśnij Ctrl + Enter
Pressletter
Ta strona korzysta z plików cookies. Korzystając ze strony bez zmiany ustawień dotyczących cookies w przeglądarce zgadzasz się na zapisywanie ich w pamięci urządzenia. Dodatkowo, korzystając ze strony, akceptujesz klauzulę przetwarzania danych osobowych. Więcej informacji w Regulaminie.